wake me up

9 komentarzy:
wake me up, kaisoo, smut, inkubus!kai
To znów się nasila.
Dziwne uczucie z tyłu głowy i mrowienie mięśni wokół kręgosłupa, napinających się z każdym usłyszanym, nawet najcichszym szelestem. Dzwonienie w uszach i plamy z boku wizji, jakby ktoś obok niego stał, ale wcale nie chciał być zauważonym.
 Kyungsoo sam nie może stwierdzić, kiedy to wszystko się zaczęło.
Kiedy sen zaczął zamazywać grubą granicę między marzeniami i rzeczywistością, a przebywanie w niej stało się równie męczące co zasypianie. Pogrążony w ciemności sufit w pewnym momencie stał się dla niego najbardziej interesującą rzeczą w pustym mieszkaniu, a obserwacja bladych smug księżyca na jego powierzchni była czynnością, na którą czekał prawie całymi dniami.
Bezsenne noce lub wręcz odwrotnie. Bo właśnie te przespane skutkowały jeszcze większym zmęczeniem, ciągnąc się w nieskończoność, dopóki ktoś mu nie uświadomił, że powinien coś z tym zrobić. Podstawiane pod nos papierowe kubki w pracy, z jeszcze gorącą, mocną (bo prawie kwaśną) kawą, miały być zachętą, by pił jej jak najwięcej, a kofeina mogła wyprzeć truciznę płynącą w jego żyłach. Pełne współczucia spojrzenia, poklepywanie po plecach i miłe słowa, nagle stawały się dla Kyungsoo bodźcem, który uruchamiał w nim zakurzony mechanizm agresywności i niechęci, w żaden sposób nieukrywanej przed resztą współpracowników.
Nigdy taki nie był.
Jeszcze przed, to właśnie Kyungsoo odznaczało opanowanie i pewność siebie, szeroki uśmiech na pełnych ustach oraz uprzejmość, która przyciągała do niego ludzi jak słabe ćmy do gorącego światła.
Sen jednak... stał się dla niego destrukcyjny: przestał się uśmiechać, a jego popękane od suchości wargi poruszały się jedynie z rzadko co wypowiedzianym słowem. Krople na zaczerwienione oczy już nie pomagały, a zgarbione plecy i skulone do przodu barki, coraz bardziej niszczyły jego zdrową postawę, jakby ramionami chciał skryć jak najwięcej sekretów, z którymi prowadził bezgłośną walkę.
- Potrzebuję recepty. Tym razem na coś mocnego i skutecznego jednocześnie - mruknął Kyungsoo, nie podnosząc wzroku znad splątanych ze sobą palców dłoni. Siedział pochylony do przodu, na jednej z tych kanap, które stereotypowo kojarzą się tylko i wyłącznie z psychologami: ciężkie, ciemne i skórzane, w które ma się ochotę po prostu zapaść pod ciężarem przeszywającego wzroku terapeuty. - To, co mi pan ostatnio przypisał, nie pomaga - dodał jeszcze, chociaż bez przekonania, mając nadzieję, że samo znaczenie tych słów, dotrze do mężczyzny siedzącego przed nim.
- Opróżniłeś całą fiolkę?
Zapadła niezręczna cisza, po której chwilowym trwaniu, Kyungsoo pokiwał jedynie głową, nie będąc pewnym, czy w ogóle powinien się odzywać.
Mężczyzna - doktor Choi - siedzący naprzeciwko, westchnął cicho, ściągając z nosa okulary, które odłożył na stoliczek obok. Jego dotąd profesjonalna sylwetka, zapadła się nieco w sobie, jakby ogarnęła go fala bezradności. Z wciąż przymkniętymi oczami, masował grzbiet nosa, zastanawiając się, co powinien zrobić ze swoim pacjentem.
- Opowiedz mi jeszcze raz o tych snach Kyungsoo - poprosił cicho, mimo iż wiedział jaką cenę zapłaci chłopak. Za każdym razem, gdy widział Do, miał wrażenie, że ten jest jeszcze bardziej transparentny niż poprzednim razem, zupełnie tak, jakby uchodziło z niego całe życie. Jego oczy, w których na samym początku mógł dostrzec minimalny blask, były teraz ciemne i matowe. Bez duszy.
- Za każdym razem jest podobnie - Kyungsoo odezwał się w końcu, prostując obolałe plecy, jednak unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego z doktorem - zasypiam, robi mi się zimno, po czym znajduje się w jakimś miejscu, którego wcześniej nie widziałem. Zazwyczaj jest to las albo pusta plaża... Po prostu duża przestrzeń - powiedział wzruszając ramionami. - Zawsze jestem sam, ale mam wrażenie, że ktoś za mną stoi i się na mnie gapi... Albo dyszy mi w kark, ale gdy się obracam, nikogo nie widzę. - Z każdym wypowiedzianym słowem czuł nasilający się ciężar beznadziejności, noszony na swoich barkach, który zamykał mu oczy na siłę i zmuszał, by znowu śnić. O nim.
- Na początku podobało mi się to - prychnął, nie wierząc samemu sobie, że w istocie, to prawda. - Samotność. Była kusząca tak jak sen, bo tylko tak mogłem oderwać się na chwilę od głupich problemów i konsekwencji - pauza -  jednak później chciałem wiedzieć kto jest tam ze mną, kto mi się stale śni, i dlaczego nie mogę go nigdy zobaczyć. Nawet nie wiem, czy to osoba - mruknął, ponownie nachylając się do przodu, by z łokciami opartymi o kolana, mógł schować twarz w dłonie.
Był po prostu zmęczony.
- Przestałem chodzić do kościoła. - Kyungsoo powiedział cicho, mając wrażenie, że właśnie zwierza się z najbardziej skrywanego sekretu komuś, kogo uszy nie powinny wysłuchiwać podobnych farmazonów. Zamrugał powoli, czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony Choi, jednak jedyne, co dostał, to blok ciszy, przecinany co sekundę przez tykanie zegara. - Za każdym razem, gdy modliłem się przed snem miałem wrażenie, że słyszę śmiech. Obrzydliwy, szyderczy i taki...okrutny. - Kyungsoo przesunął dłonie na uszy, blokując jakiekolwiek dźwięki świata. - Dlatego przestałem - dodał, ponownie się prostując, jednak gdy spojrzał na mężczyznę z naprzeciwka, uświadomił sobie, że to wszystko zwyczajnie nie miało sensu: pieniądze wydane na terapie, leki, rozmowy z osobami, które patrzyły na niego jak na martwego...
To wszystko było bez sensu.


Wracał do domu nocą. Ze zmarzniętymi dłońmi w kieszeniach płaszcza, delektował się chłodnym powietrzem, leniwie wypełniającym jego zmęczone płuca.
Nie spieszył się, mimo zmęczenia, które nakazywało mu, by jak najszybciej zapaść się w otchłań swojego łóżka, i po prostu znaleźć się w innym miejscu. Nie mógł sobie pozwolić na brak jakiejkolwiek regeneracji, gdy następnego dnia koniecznym było, by być chociaż minimalnie żywym.
Kyungsoo spojrzał na zegarek ozdabiający jego chudy nadgarstek, zastanawiając się, czy może sobie pozwolić na wizytę w nocnym sklepie, po odrobinkę czegoś, co na chwilę znieczuli jego zmysły. Nie potrzebował wiele - czuł przyjemne rozluźnienie już po jednej, szybko wypitej, lampce wina, jednak tym razem jego kubki smakowe i suchy przełyk zażądały czegoś innego.
Konkretnego i palącego, by zapomnieć i zwyczajnie odpłynąć.
Drzwi do mieszkania otworzył mniej więcej po północy, z brzęczącymi kluczami w dłoni i napoczętą butelką taniej whiskey. Nie fatygując się nawet, by powiesić płaszcz na wieszak przy drzwiach lub odłożyć klucze na swoje miejsce, tak żeby nie denerwować się następnego dnia, Kyungsoo od razu skierował się do swojego pokoju, rozbierając się po drodze z ciuchów, na tyle starannie, na ile pozwoliły mu ciężkie od alkoholu ramiona i brak jakiejkolwiek równowagi.
Jeszcze zanim opadł na łóżko: bez butów, w samych spodniach, do niedawna idealnie wyprasowanych w kant, sięgnął po uprzednio odstawioną na bok butelkę karmelowego trunku, by pociągnąć z niej solidny łyk płynnego ognia.
Kyungsoo skrzywił się, wycierając zewnętrzną częścią dłoni resztki alkoholu, który spłynął po jego brodzie i zwilżył spierzchnięte usta. Trzeba przyznać, że nie było się czym delektować, a jedyną korzyścią, którą mógł się cieszyć z własnego zakupu była wysoka dawka procentów, która teraz krążyła po jego organizmie.
Rzadko kiedy doprowadzał się do takiego stanu, a na pewno nie w samotności, co od zawsze uważał za najbardziej żałosne zachowanie, na jakie stać zepsute człowieczeństwo. Nie planował tego, a by mieć czyste sumienie, zaczął wmawiać sobie, że życie go do tego zmusiło.
Zamykając oczy, poczuł się odrobinę lepiej, zupełnie zapominając o tym, że przecież nie powinien zasypiać.

Obudził go szum i ciepła woda, która w regularnym, pulsującym tempie obmywała jego obolałe stopy. Chłodna poduszka pod policzkiem zastąpiona była przez coś wilgotnego i szorstkiego, drapiąc delikatną skórę policzków Kyungsoo, z każdym najmniejszym ruchem.
Nie wiedział gdzie jest i jak się tu znalazł, powoli odzyskując wszystkie zmysły i szybszy oddech. Wcale nie miał ochoty otworzyć oczu, a jedyne, na co go było stać, to przewrócenie się na plecy, i zakrycie przedramieniem powiek, nagle podrażnionych przez jasne światło.
Poruszył się ponownie dopiero po kilku minutach, a może i nawet godzinach... Trudno było określić, gdyż czas tutaj, w snach, płynął zupełnie inaczej niż w prawdziwym świecie.
Kyungsoo podniósł się na łokciach, mrużąc oczy w ledwo dostrzegalnym zza chmur słońcu, kompletnie nieprzyzwyczajony do takiej intensywności życia. Jego nozdrza uderzyła świeża bryza i słony zapach oceanu, który przypominał mu dlaczego tak naprawdę pokochał swoje podróże po krainie marzeń na pierwszym miejscu. Przez chwilę chciał tu zostać, na dłużej i jeszcze trochę, lecz szybko uświadomił sobie, że jego prywatna utopia nie będzie trwać wiecznie.
Plaża była ogromna: spowita w zimnych kolorach, łączyła się z szarym niebem i spienioną wodą, poruszaną w niewielkich falach.
Kyungsoo rozglądnął się dookoła, zastanawiając się, co powinien dalej zrobić. Ponownie zasnąć? Przespacerować się? A może znaleźć jakieś urwisko i rzucić się z niego, co spowodowałoby całkowite przebudzenie?
W ciągu ostatniego roku popełnił więcej samobójstw niż te, o których mógłby kiedykolwiek pomyśleć. Wszystkie kończyły się tak samo: ponownym znalezieniem się w łóżku i ściskiem żołądka, bo przecież było tak blisko.
Brunet zamrugał leniwie, wpatrując się w swoje znikające w czarnym piasku stopy. Wiatr rozwiewał jego włosy i otulał w przyjemnym uścisku niewidocznych ramion, wywołując na ustach Kyungsoo równie ledwo dostrzegalny uśmiech.
- Widzę, że ci się podoba?
Kyungsoo odwrócił się gwałtownie, z dudniącym sercem, które agresywnie obijało się z echem o wnętrze jego żeber, i z przyspieszonym oddechem, rozlewającym po jego ciele trującą umysł panikę. Był sparaliżowany, bo strach który go blokował, nie pozwolił nawet na wydobycie się z gardła nikłego krzyku, a jedynie bezradne wpatrywanie się na właściciela przeszywającego, prawie świszczącego głosu.
- Wiesz, to niegrzeczne się tak gapić - stwór, bo Kyungsoo nie mógł nazwać tego czegoś człowiekiem, uśmiechnął się, otwierając szerzej rubinowe, prawie przeźroczyste oczy, chcąc odzwierciedlić to, jak wyglądał teraz chłopak. - Oczy ci wypadną jeśli nie przestaniesz - powiedział, dotykając długim palcem nosa Kyungsoo, tak jak mają to w zwyczaju starsi ludzie upominając swoje dzieci.
- Czym jesteś? - brunet wykrztusił, wreszcie nabierając do ust wystarczającą ilość śliny by poruszyć językiem. Bał się błysku w oku stwora i jego ostrych, białych zębów, co jakiś czas odkrywanych w szyderczym uśmiechu. Miał wrażenie, że jego długie czarne paznokcie i chude papierowe palce, wbijają się w jego skórę, mimo że nawet się nie dotykali. - Czym jesteś? - powtórzył głośniej, robiąc niepewny krok do tyłu, co poskutkowało jedynie szybszym zbliżeniem się dziwnej kreatury o ludzkich rysach.
- No nieźle, trafił mi się naprawdę niegrzeczny chłopiec. Nie dość, że wytrzeszcza na mnie gały, to jeszcze kwalifikuje do niższych istot - stwór pokręcił głową, a jego srebrzyste włosy poruszyły się, jakby otaczające ich powietrze, wcale nie stawiało im żadnego oporu. Szare kosmyki unosiły się wokół jego głowy, trzymane dziwną siłą w jednym ułożeniu.
- ODPOWIEDZ DO CHOLERY! - Kyungsoo krzyknął, ściskając trzęsące się dłonie w pięści, przy okazji wbijając krótkie paznokcie w ich wnętrze.
Stwór uniósł jedną brew ku górze, krzyżując ramiona na szerokiej piersi, jakby wcale mu się nie spieszyło, by odpowiedzieć na zadane mu pytanie. Przynajmniej na takiego wyglądał, bo przecież Kyungsoo nie mógł się domyślić, że ten demon zastanawia się, ile prawdy powinien wyjawić, by móc dalej się nim bawić.
Bawić się słabością Kyungsoo.
- Jestem Kai - odezwał się w końcu, zadowolony z siebie, jakby właśnie obmyślił najlepszy plan destrukcji świata. - Innymi słowy, jestem twoim łącznikiem między snem, a rzeczywistością. To ja je dla ciebie tworze i nimi kieruje. - Kai wzruszył ramionami, pokazując jak bardzo go nie obchodzi, ile krzywdy wyrządził śniącemu.
Kyungsoo otworzył usta, by coś powiedzieć, ale wszystkie słowa utknęły w gardle, nie mogąc wypłynąć spomiędzy lekko rozchylonych warg. Strach opuścił go równie szybko, co nawiedził, a w głowie zaczęła gromadzić się zbita masa natrętnych myśli i pytań, które uformowały jedynie słabe: - To...ty?
Kai uniósł kącik ust, tylko na ułamek sekundy, odchylając głowę nieco do tyłu, tak by robiąc krok bliżej w stronę niższego, mógł patrzeć na niego z góry, zupełnie tak, jak patrzy się na kogoś...gorszego.
- Ja? - spytał, mrugając niewinnie.
- To ty za tym wszystkim stoisz? Za tym całym koszmarem? - Kyungsoo nie musiał znać odpowiedzi, by wiedzieć, że to właśnie istota o rubinowych oczach jest inicjatorem całego zła, które spotykało go przez ostatni rok. Nie był świadom tylko ile z tego jest prawdą, a ile jedynie wytworem zepsutej wyobraźni, grającej z jego zdrowiem psychicznym. - Dlaczego po prostu nie dasz mi spokoju?
- Nie mogę. - Kai odpowiedział od niechcenia, przyglądając się swoim pazurom - Jestem...przewodnikiem. Beze mnie w ogóle byś nie śnił, a to potrzebne każdemu. Nie możesz po prostu...- mlasnął językiem, szukając odpowiedniego słowa - dryfować. Nie cały czas, w każdym razie. Wy, ludzie, potrzebujecie snu, a my - tu wskazał na siebie, kładąc dumnie dłoń na swojej piersi - wam to umożliwiamy.
- My? - brunet patrzył na wyższego w niedowierzaniu i zamieszaniu wypisanym na twarzy - To jest was więcej? Czekaj, ale czym, nie, kim dokładnie jesteś, i dlaczego, skoro powinieneś być dla mnie dobry, wydaje mi się, że sen czerpie ze mnie...całe moje istnienie.
- Za dużo pytań - stwór mruknął, zasłaniając czerwień tęczówek za bladymi powiekami, z mnóstwem widocznych naczynek na abażurowej powierzchni. Przycisnął palce do skroni, po obu stronach głowy, jakby chciał zapobiec nieistniejącemu bólowi głowy. Gdy w końcu spojrzał na Kyungsoo, stanął przy nim na tyle blisko, by ten mógł poczuć chłód bijący od drugiego ciała.
Brunet spuścił wzrok, onieśmielony bez wytłumaczalnego powodu, tylko po to, by jego głowa znowu została uniesiona przez dwa palce, które Kai umieścił pod jego brodą. Kyungsoo czuł jak długie pazury istoty wbijają się przy tym ruchu w jego szyję, jednak nie zwracał na nie wielkiej uwagi, skupiając się raczej na zimnym oddechu, który owionął jego drżące usta.
- Obudź się. 


Następnej nocy nie bał się już zasypiać.
Kierowała nim raczej ciekawość, niżeli chęć spędzenia nocy w towarzystwie Kai'a, mimo że ostatnie spotkanie wcale niczego nie zmieniło, a wręcz odwrotnie, nasiliło jego zmęczenie i pragnienie zapadnięcia się w nicość.
Tym razem znajdowali się w ogrodzie. Potężnym i pięknym, oddychającym cierpkim powietrzem, i pokrytym wiosenną rosą;  inną od zimy, która panowała w prawdziwym świecie.
- Więc?
Kai spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko, mimo pytania wypisanego na jego ponurej twarzy. Teraz wyglądał łagodnie, a jego oczy przybrały barwę jasnego fioletu, dopasowując się do lawendy rosnącej wokół nich. Jej intensywna woń odurzała Kyungsoo i sprawiała, że przebywanie w towarzystwie stwora nie było już takie...stresujące.
- Miałeś odpowiedzieć na moje pytania - brunet ponaglił, patrząc, jak Kai śmieje się tylko, w odpowiedzi na wypełnioną determinacją postawę Kyungsoo. - Nie śmiej się...- burknął, co wywołało u drugiego jeszcze gwałtowniejszą reakcję.
- Wiesz, jeszcze nikt, kogo prowadziłem, nie był tak uparty jak ty, Kyungsoo. Ludzie zwykle... cieszą się nieświadomością, jaką zapewnia im to wszystko. - Kai wskazał szerokim ruchem ręki na otaczający ich ogród i uśmiechnął się, ukazując swoje ostre zęby. - Odpowiedzi potrafią wszystko spieprzyć, uwierz mi.
Kyungsoo po raz pierwszy od bardzo długiego czasu, parsknął śmiechem - Uwierzyć? Tobie?
- To twoja sprawa - Kai wzruszył ramionami, zatrzymując się przy jednym z gigantycznie rozrośniętych krzaków róży i musnął palcem jeden z krwisto czerwonych kwiatów, który niemalże natychmiast zaczął się kurczyć sam w sobie, i czernieć, jakby dotyk stwora zwyczajnie w świecie go spalał.
Co jednak zaskoczyło Kyungsoo, to to, że w chwilę później, kwiat ponownie odżył, tym razem zanurzony w chłodnym odcieniu fioletu. Zupełnie tak jak oczy Kaia.
- Znowu to robisz - stwór zaśmiał się cicho, jeszcze przez chwilę gładząc wilgotne od porannego deszczu płatki. - Gapisz się na mnie, a to krępujące.
Kyungsoo skrzywił się, momentalnie odwracając głowę w inną stronę.
Patrząc na leniwie poruszającą się w słońcu falę kolorów, ponownie zapomniał o tym, że przecież nie powinien czerpać przyjemności ze swoich snów, a na pewno nie z rozmowy z Kaiem. I tak przez większość czasu, zwyczajnie się denerwował z jego powodu albo zwyczajnie się go bał, bo stwór był nieprzewidywalny i kreował w swoim umyśle bardzo skomplikowane realia każdego snu z osobna.
- Co powiesz na kompromis?
- Hmm? - Kyungsoo odwrócił się w stronę głosu demona, który stał za nim, z dłońmi splątanymi u dołu pleców. Kiwał się w przód i w tył na palcach, niczym podekscytowane dziecko, bo dobrze zdawał sobie sprawę, że Kyungsoo zgodzi się na dosłownie wszystko, co mu zaproponuje.
- Ja odpowiem na twoje pytania, powiedzmy dwa na każdy sen, w zamian za pozwolenie, bym ci coś pokazał. Co ty na to? - Zapytał, przygryzając zębami dolną wargę. - Chcę po prostu, żebyś teraz ze mną gdzieś poszedł i przyrzekam, że odpowiem na dosłownie wszystko. - Zachęcił wyciągając dłoń w stronę Kyungsoo, by mógł ją złapać w lekkim uścisku.
Skóra stwora była nieprzyjemnie zimna, a jednocześnie delikatna, jakby miała za chwilę pęknąć. Brunet uchwycił niepewnie dłoń Kaia, i poczuł, jak dreszcz przebiega wzdłuż jego ramienia, aż do samego barku, dopiero po chwili orientując się, że znajdują się w zupełnie innym miejscu.
- Jak ty...
- Nazywają to magią snu - Kai przerwał mu niemalże od razu, obserwując z rozbawieniem chłonącego nową przestrzeń, chłopaka. - Ale to zwyczajna siła twojego umysłu. Nawet ty jesteś w stanie to zrobić.
- Czy mogę sprawić, żebyś zniknął? - Kyungsoo spytał całkiem poważnie, na chwile odrywając wzrok od pięknego widoku.
Kai zignorował go jednak, podchodząc bliżej bruneta, tak by znaleźli się ramię w ramię, naprzeciwko urwiska rozciągającego się pod ich stopami. A w zasadzie, pod mostem, na którym stali.
- Opowiedz mi, co widzisz - Kai poprosił łagodnie, miękko - głosem, który zupełnie nie przypominał tego normalnego. Mimo to, nic nie powstrzymało tego, by ciało Kyungsoo ponownie przeszła fala dreszczy, jednak tym razem, odrobinę przyjemniejszych niż zwykle.
Kai stał teraz za nim, praktycznie przylegając do jego pleców, stworzywszy swoistą, chłodną ścianę, której brunet wcale nie pragnął się pozbyć.
- Wodospad - odpowiedział niepewnie, bo nie potrafił przewidzieć, do czego tak naprawdę zmierza stwór. Dopiero gdy poczuł dłoń na swoim brzuchu, z szeroko rozstawionymi palcami i pazurami zahaczającymi o materiał jego ubrania, uświadomił sobie, że wplątał się w dziwaczną grę swojego demona.
Taniec śmierci.
- Skały - Kyungsoo odezwał się ponownie, chwytając drewnianą barierkę mostu, do której szybko został przyciśnięty przez napierającego na niego Kai'a. Wolna dłoń stwora dołączyła do tej na brzuchu bruneta, rozpinając w tamtym miejscu guziki koszuli Kyungsoo.
- No dalej - Kai wymruczał do ucha niższego, dzieląc się z nim wibracjami wytworzonymi przez swoją krtań. - Nie przerywaj.
- Drzewa - sapnął Kyungsoo, z chłodnym dotykiem muskającym skórę jego ciała. Miał wrażenie, że popełnia grzech i powinien powstrzymać Kaia zanim ten, w ogóle go dotknął.
Stwór sunął po brzuchu człowieka, z delikatnością nieodznaczającej jego prawdziwej natury. Zostawiając za swoim dotykiem sieć gęsiej skórki, przesunął jedną dłoń nieco wyżej, na wrażliwe żebra Kyungsoo, a później do tego mostka, gdzie kładąc dużą dłoń mógł spokojnie zakryć większość jego klatki piersiowej.
Nie spieszył się. Wręcz przeciwnie, zdawał sobie sprawę, jaką rozkoszną torturą dla bruneta jest to ślimacze tempo, które powoli piętrzyło w nim ogarniającą całe ciało przyjemność.
Kyungsoo nie pamiętał, by kiedykolwiek tak prosty dotyk wywołał u niego chociażby przybliżoną reakcję. Była to dla niego ekscytująca nowość, którą Kai bezwstydnie wykorzystywał, delektując się cichymi pojękiwaniami, jakie wyrywały się z lekko rozchylonych ust człowieka.
- Nie będę kontynuował, jeśli ty nie powiesz mi dokładnie, co widzisz, Kyungsoo - stwór ostrzegł go cicho, wbijając, tylko na moment, pazury w skórę niższego, tak by nawet nie poczuł bólu a chwilowe ukłucie.
Kyungsoo odzyskał głos dopiero po parokrotnym przełknięciu gęstej śliny, gdy zamiast wyjękiwać, powiedział spokojnie - Niebo. Fioletowe.
Druga dłoń Kaia automatycznie osunęła się o parę centymetrów w dół, przez pępek do wystających kości biodrowych bruneta, który westchnął tylko gdy palce wyżej, musnęły - niby przypadkiem - jego sutek. Nic specjalnego, błahy ruch, pojawiający się za każdym razem, gdy Kyungsoo wzdychał odrobinę ciężej, raz po razie, doprowadzając go w końcu do jęku, machinalnie powstrzymanego przez wrodzoną wstydliwość do intymności.  
- Proszę... - Kyungsoo zamknął oczy, czując jak powoli zachodzą mgłą jakoby same, przez ogarniającą go przyjemność, chciały przewrócić się na drugą stronę.
Kai zaśmiał się cicho, dzieląc niski głos z pomrukiem, jak u drapieżcy, który postanowił pobawić się ze swoją ofiarą, zanim ta całkowicie mu się podda. Stwór nachylił się nad ramieniem Kyungsoo, pozwalając by głowa bruneta spoczęła wygodnie na jego klatce piersiowej.
Wciąż uśmiechając się lekko, przywarł bladymi ustami do szyi niższego, przesuwając powoli wilgotnym językiem po wrażliwej skórze, aż do samej szczęki, na której złożył delikatny pocałunek.
Kyungsoo ścisnął mocniej barierkę, nie dbając o podrażnione drzazgami dłonie, czy blednące z każdą sekundą palce, gdy Kai wsunął jedną z dłoni za pasek jego spodni. Bezczelnym dotykiem badał front bielizny bruneta, upewniając się, że w istocie osiągnął postawiony sobie wcześniej cel.
Nie kontrolując instynktownych odruchów ciała, Kyungsoo pchnął biodrami do przodu, na tyle ile pozwalała mu bariera dzieląca go od przepaści. Chciał być nagi, nieograniczony i wolny od ucisku, który nie pozwalał w pełni osiągnąć wymaganej satysfakcji, na jaką liczył w momencie, gdy Kai zaczął pocierać jego członka przez materiał bokserek, wywołując jeszcze większe podniecenie.
Stwór owionął chłodnym oddechem bok twarzy Kyungsoo i nie zaprzestając swojej czynności, szepnął -
- Obudź się.



Znowu wrócił do punktu wyjścia.
Patrząc na pomiętą i przepoconą pościel, leżącą jak gdyby nigdy nic na łóżku, jakby wcale nie była współwinna popełnionych zbrodni, zaczął zastanawiać się, jak długo może wytrzymać bez zasypiania. Czy brak snu jest w ogóle możliwy w jego przypadku?
 Kyungsoo podniósł się powoli z fotela, w którym siedział nieruchomo od kilku godzin i podszedł do przybitego do ściany, nad szafką nocną, małego krzyżyka.
Przez chwilę wpatrywał się w niego, jakby kawałek drewna miał mu na cokolwiek odpowiedzieć, żądając milczeniem i chłodnym wzrokiem o jakąkolwiek pomoc.
Słowa modlitwy wydawały się obce na jego ustach, a ulga, która zazwyczaj ogarniała jego duszę, teraz była nieznaczna lub wręcz nieobecna.
Jedynym znajomym elementem, był cichy śmiech tuż za jego plecami.
Kyungsoo odwrócił się, powoli wypuszczając powietrze przez spierzchnięte usta, które nagromadził w płucach przez chwilowe wstrzymanie oddechu.
Znowu zasnąłem, pomyślał z rezygnacją, niechętnie godząc się z faktem, że kolejną noc będzie musiał spędzić w towarzystwie swojego demona.
Kai stał oparty o framugę drzwi sypialni, z rękami w kieszeniach i figlarnym uśmieszkiem na ustach, który przy akompaniamencie ciemnych oczu zdradzał jego złe zamiary.
Tym razem wyglądał zupełnie inaczej - ludzko, z opadającymi na czoło kasztanowymi włosami, karmelową skórą i pełnymi ustami, na których momentalnie spoczął wzrok Kyungsoo. Miał na sobie dziwny garnitur, w prążki, z za krótkimi spodniami i rozpiętą marynarką, pod którą nie było żadnej koszuli. Ubranie podkreślało jedynie wysmukloną sylwetkę stwora, w tym momencie przypominającego ekscentrycznego dupka, z sarkazmem wypisanym na przystojnej twarzy.
- Podoba ci się widok? - Kai spytał, z jeszcze szerszym uśmiechem, ukazując rząd białych, równych zębów. Demon wyjął dłonie z kieszeni i odepchnął się od framugi, by podejść bliżej do Kyungsoo, który momentalnie cofnął się do tyłu, przylegając plecami do ściany, wciąż wpatrując się w swojego gościa. - Tylko się nie zakochuj, związki między nami i ludźmi są dosyć niebezpieczne. - Kai mrugnął figlarnie, chociaż i tym razem nie dostał od bruneta żadnej odpowiedzi.
Znudzony i odrobinę zawiedziony, przeniósł wzrok na pozostałe obiekty sypialni, powoli ogarniając każdy element po kolei, od ciężkiego biurka w rogu po schludnie uporządkowany regał z książkami.
Kiedy jego ciekawski wzrok spoczął w końcu na drewnianym krzyżyku wiszącym na ścianie, Kai prychnął cicho i wyciągnął w jego stronę palce, jednak zanim zdążył dotknąć jego gładkiej powierzchni, zatrzymał go mocny uścisk na chudym nadgarstku.
- Zabieraj łapy - Kyungsoo syknął przez zęby, dokładnie pamiętając, co dzieje się z każdym obiektem, który wpadnie w ręce demona. - I niczego nie dotykaj, a najlepiej obudź mnie, bo nie chcę już tkwić tu z tobą.
Demon uniósł jedną z brwi ku górze, wlepiając wzrok w wykrzywioną w determinacji twarz Kyungsoo. Brunet dopiero teraz mógł zauważyć, że ślepia Kai'a nie były do końca takie ludzkie - poplamione płynnym złotem, idealnie wpasowującym się w odcień skóry demona.
- Może gdybyś się mnie tak kurczowo nie trzymał, mógłbym coś z tym zrobić - stwór zakpił,  wskazując brodą na palce, które wciąż otaczały w mocnym uścisku jego nadgarstek.
 Kyungsoo odepchnął od siebie rękę demona niczym palący przedmiot, czując na sobie pełne satysfakcji spojrzenie. W jednej sekundzie ogarnęła go fala frustracji i niewygody jaką była obecność drugiego.
Chciał ponownie usłyszeć te słowa, tylko by obudzić się wreszcie i znów próbować nie zasnąć.
- Poza tym ty wcale nie śpisz, Kyungsoo.
- Słucham? - Kyungsoo zamrugał zdezorientowany, szukając w oczach Kai'a jakiegokolwiek cienia nieprawdy. Owszem, nie można było go posądzić o dotrzymywanie obietnic, ale rzadko co kłamał - zazwyczaj po prostu omijał prawdę.
- Nie będę się powtarzał, wiem, że mnie zrozumiałeś. - Kai prychnął, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Dobrze ci jednak radzę, pogódź się z tym, że już ode mnie nie uciekniesz, a wszystko będzie w porządku. Poza tym... - demon uśmiechnął się, nagle zatopiony we własnej świadomości, że wszystko, co teraz robi, zmierza do tego, co sobie zaplanował - nie chciałbyś, żebym odpowiedział na twoje pytania? Jeszcze wczoraj chciałeś znać odpowiedź na nie wszystkie...
- Jeszcze wczoraj mówiłeś, że wiedza może wszystko spieprzyć. Pamiętasz? - Kyungsoo burknął, siadając ciężko na łóżku.
 To dziwne, że wszystko przyjmował z tak cholernym spokojem, jakby to właśnie on był okazem stoicyzmu.
Brunet ukrył twarz w dłoniach, tak by móc przycisnąć palcami niebezpiecznie pulsujące skronie, zwiastujące upierdliwą migrenę, która zaatakuje go pewnie następnego dnia.
- Dlaczego tutaj? - odezwał się nagle, nie podnosząc wzroku. Nie widział Kai'a, który wznowił swój spacer po pokoju, stawiając ciche, praktycznie bezszelestne kroki.
Był boso, zresztą.
- Tutaj?
- Tutaj, w mojej sypialni, w moim mieszkaniu. Dlaczego nie jesteśmy na plaży albo w lesie?
Demon westchnął cicho. - Już ci mówiłem Kyungsoo, nie jesteśmy w twoim śnie. Najbliższa plaża czy las, znajdują się tysiące kilometrów stąd, jak mam cię tam teraz zabrać?
- Nie możesz pstryknąć palcem? Albo machnąć ręką, cokolwiek...
- Musiałbyś zasnąć. - Kai uśmiechnął się delikatnie, gładząc długim palcem rząd grzbietów, równo ułożonych książek na jednej z półek regału. - Chyba tego nie chcesz? Zdawało mi się, że będziesz się lepiej czuł we własnym świecie, podczas tego, co dla ciebie zaplanowałem.
Kyungsoo uniósł głowę, zaalarmowany, gdy na same słowa demona, serce zaczęło rozwalać mu żebra od środka.
- To coś przyjemnego, nie musisz się obawiać. Zaufaj mi.
- Ostatnim razem, gdy tak mówiłeś, twoja ręka wylądowała w moich spodniac - mruknął słabo Kyungsoo, próbując ostatkami sił zmęczonego umysłu opanować dudniący mięsień w jego klatce piersiowej. - Nienawidzę twoich planów.
- Tak, ale ostatnim razem byliśmy w zupełnie innej sytuacji - stwór stwierdził jak gdyby nigdy nic, zupełnie nie przejmując się słowami człowieka. - I chyba nie powiesz mi, że ci się nie podobało.
- OCZYWIŚCIE, ŻE MI SIĘ NIE PODOBAŁO! - brunet wrzasnął, zaciskając trzęsące się już palce w pięści, zupełnie ignorując fakt, że jest trzecia w nocy, i że prawdopodobnie właśnie obudził swoją starszą sąsiadkę. - To niemoralne i obrzydliwe! Nigdy nie prosiłem cię, żebyś kładł na mnie te swoje lepkie paluchy, ale ty jak zwykle masz wszystko w dupie! Brzydzę się tobą. - Kyungsoo skrzywił się, chwytając w garści swoje, już i tak zmierzwione, włosy, które zaczął ciągnąć jakby chciał je wyrwać z głowy - Brzydzę się sobą, zmusiłeś mnie do tego... Ja wcale tego nie chciałem... Ja----
Przerwał, gdy poczuł zimny dotyk na swoich dłoniach, i zwinne palce, które powoli i na siłę, zaczęły wyswabadzać włosy z jego uścisku. Dopiero po chwili zorientował się, jak mocno zamknął oczy, a gdy je już w końcu otworzył, mógł ujrzeć jedynie twarz demona, który klęczał na ziemi, między jego odrobinę uchylonymi nogami.
Przez kilka minut, a może nawet godzin, panowała między nimi całkowita cisza. Nie niezręczna, lecz całkowicie naturalna, dzielona pojedynczymi dźwiękami dochodzącymi zza uchylonego okna pomieszczenia, podpowiadając im, że na zewnątrz wciąż tętni życie.
Przez głowę Kyungsoo przemknęła myśl, że nie tylko on znalazł się w podobnej sytuacji, tkwiąc w obecności swojego demona, który nawet nie kwapił się, by zniknąć z jego egzystencji.
Kai wciąż trzymał go za dłonie, w komfortowej manierze gładząc ich skórę kciukiem. W końcu odchrząknął i przerwał swoim łagodnym głosem dryfujący w powietrzu spokój.
- Wszystkie sny znajdują się w twojej głowie. Jeśli się w końcu pojawiają, oznacza to tylko, że aktywność twojego umysłu podczas snu powoli wzrasta. To marzenia senne, Kyungsoo. Twoja własna i niepowtarzalna wyobraźnia, to ty o wszystkim decydujesz, a ja tylko ci to ułatwiam... - Stwór przekrzywił głowę na bok i niepewnie poruszył ręką, by w końcu, bardzo powoli i niepewnie, sięgnąć do policzka bruneta. Drugą dłoń położył na lewym udzie chłopaka, powoli unosząc się tak, by nie siedzieć na łydkach, a znaleźć się na poziomie linii wzroku siedzącego na łóżku. - Ułatwiam ci też kojarzenie snu z czymś przyjemnym, nie tylko dla twojego umysłu, ale też ciała. - Kai zbliżył się do Kyungsoo, rozszerzając nieco kolana bruneta. Jego chłodny oddech ponownie owionął twarz człowieka, zapowiadając kolejny popełniony grzech. - Dlatego pozwól mi...
Kai nachylił się do przodu, jednocześnie przenosząc prawą dłoń z policzka na kark Kyungsoo, ściskając gorące ciało w tamtym miejscu. Nie był to silny uścisk, ale zdecydowanie stanowczy, uniemożliwiający brunetowi jakiekolwiek ruch głową w inną stronę, jak do przodu, jeszcze bliżej twarzy demona, który złączył ich usta w niemal nieistniejącym pocałunku.
Stwór uchylił wargi, łapiąc między nie tę górną, należącą do człowieka, by zasmakować jej słodkiej niewinności, jakby tak nieistotny ruch sprawiał mu największą rozkosz.
Nie lubił się spieszyć, lecz może była to decyzja samego Kyungsoo, który nawet nie zdawał sobie sprawy, jaką moc posiadał. Demon był delikatny i wręcz subtelny, co zupełnie nie pasowało do jego bezczelnej osobowości i samego faktu, że był złem samym w sobie.
Był idealny.
Kai przesunął powoli dłoń wzdłuż trzęsącego się uda Kyungsoo, pogłębiając jednocześnie ich pocałunek i wsunął długie palce prawej ręki we włosy człowieka, chwytając je u nasady. Wywołał tym u drugiego ciche westchnięcie, które stwór natychmiastowo połknął, raz po raz, delektując się każdym, zainicjowanym przez Kyungsoo drygnięciem warg.
To nie były brutalne, odznaczające gwałtownych kochanków pocałunki. Te dzielone przez demona i Kyungsoo, charakteryzowały się swoistym spokojem, jakby obaj znali się od dawna i doskonale wiedzieli, co potrzebne jest drugiemu.
Delikatne, powolne, tak by każdą wargę z osobna, potraktować równo, przemycając między nie gorący język, ciesząc się każdą, najmniejszą reakcją.
Kai, szarpnął za włosy Kyungsoo, odchylając jego głowę do tyłu, tak by przylegając już kompletnie do jego ciała, móc pogłębić ich pocałunek, który zakończył przygryzieniem dolnej wargi bruneta. Stwór oderwał się niechętnie, oblizując swoje, już i tak mokre od śliny usta, po czym niemalże od razu przywarł do gorącej szyi chłopaka, ssąc malutki skrawek gładkiej skóry, by powstał na niej przepiękny, czerwony ślad. Lewa dłoń, wciąż badała udo Kyungsoo, docierając przez jego biodr, aż do krocza, zaciskając się w tamtym miejscu.
Brunet mimowolnie, jeszcze bardziej rozszerzył kolana, na tyle na ile pozwalało mu tylko łóżko i bariera, którą stworzył od przodu Kai. W tym momencie chciał się znaleźć jak najbliżej przyjemności, która gwałtownie piętrzyła w nim, warstwa po warstwie; szczyt rozkoszy i dziwnej satysfakcji zalewającej falami jego ciało.
Stwór oderwał się od szyi Kyungsoo, przez moment podziwiając swoje dzieło i obraz ciężko dyszącego chłopaka. Od razu sięgnął do pasa bruneta, bawiąc się gumką spodni piżamy w tamtym miejscu.
Tylko przez chwilę czekał na jakąkolwiek reakcję człowieka, po czym zaśmiał cicho się gdy Kyungsoo burknął: - Na co jeszcze czekasz?
Kai pociągnął za cienki materiał, uśmiechając się, gdy Kyungsoo odchylił się do tyłu, całkowicie kładąc się na łóżku, by móc, opierając mocno pięty o podłogę, podnieść biodra do góry, ułatwiając tym samym wyswobodzić go z ubrania. Stwór odrzucił spodnie za siebie, nie dbając o to czy wylądują daleko, i wstał z podłogi, nawet na sekundę nie odrywając wzroku od ciała Kyungsoo.
Patrząc na jego zarumienioną twarz, zaczął pozbywać się własnych ciuchów, najpierw marynarki, a później spodni, odpinając u nich jedynie guzik. Zauważywszy, jak brunet powoli poprawia swoją pozycję na materacu, nachylił się nad nim, opierając jedno kolano na łóżku i obie dłonie, które położył po obu stronach głowy Kyungsoo.
Zawisł nad nim, niczym drapieżca, mierząc go wzrokiem. Jego złote oczy zabłysły niebezpiecznie, kontrastując ze srebrzystą poświatą księżyca, która oświetlała jego pół twarzy, wpadając przez uchylone okno.
I wtedy coś się zmieniło.
Kai przerzucił lewą nogę przez ciało leżącego Kyungsoo, siadając na jego biodrach. Jego ruchy były stanowcze i zupełnie inne od tych, które zaprezentował podczas pocałunku.
Stwór zaczął powoli ruszać własnymi biodrami, w przód i w tył, jednocześnie kładąc dłonie na klatce piersiowej, szybko dyszącego człowieka. Dotykiem badał jego skórę, łapczywie sięgając dalej niż pierwotnie zamierzał: od zagłębienia między obojczykami, po wystające kości biodrowe, tam i z powrotem, póki skóra Kyungsoo nie zaczęła się szybko rozgrzewać. Nawet nie wiedział, kiedy został pozbawiony koszuli, i czy nie była to czasem kolejna gra jego wyobraźni.
Brunet chciał coś powiedzieć, lecz wszystkie słowa uwięzły mu w gardle, pozwalając jedynie na przerywane cichymi westchnięciami jęki i słodkie dźwięki, którymi demon wręcz żywił się. Widział to, patrząc na uśmiech satysfakcji widniejący na ustach Kai'a, jakby tamten cieszył się ze stanu, do którego doprowadził swoją ofiarę.
- Nie bój się Kyungsoo - demon zamruczał i zaczął sunąć paznokciami po torsie bruneta, zostawiając za swoim dotykiem różowe ślady.
Dźwięk rozpinanego rozporka odbijał się echem w uszach Kyungsoo, jednak nie głośniej niż jego własny, przyspieszony oddech i krew przepływająca przez pulsujące skronie.
Wszystko nagle działo się szybko, bez pauzy, czy trwającej chwili, pozwalającej na złapanie odrobiny wytchnienia.
Kai uniósł się, wyswobadzając nagiego Kyungsoo ze swojego ciężaru i od razu złapał go mocno za biodra by szybkim, wręcz brutalnym ruchem przerzucić niższego na brzuch i unieść go do góry, tak by znalazł się na czworakach.
- Zostań - stwór warknął lubieżnie, nie pozostawiając miejsca na jakikolwiek sprzeciw.
Kyungsoo poczuł, jak przez jego ciało, wzdłuż kręgosłupa, przechodzi dreszcz, na samą myśl o tym,  co stanie się za chwilę. To dziwne, że nie czuł wstydu, a wręcz przeciwnie, chciał więcej, mocniej, intensywniej... Wszystko na raz.
Znów poczuł palce na swoich biodrach, i drugie - nagie już - ciało Kai'a przy sobie. Nie musiał na siebie patrzeć, by móc sobie wyobrazić jak w tym momencie wyglądał. Nie było nawet sensu, by wstydzić się za swój stan: dyszący i spocony, ze sterczącą erekcją między słabymi od emocji i dreszczy nogami.
Pieprzyć to.
Zatracony w nasilającej się sensacji, nie zorientował się gdy jedna z dłoni Kaia wylądowała między jego łopatkami. Stwór pchnął go mocno w dół, przyciskając górną część ciała do materaca i zmierzwionej pościeli, w której Kyungsoo zmuszony by ukryć swoją twarz.
- Jesteś mój - Kai mruknął cicho, po czym bez wcześniejszego uprzedzenia, wszedł w Kyugnsoo.
Ból. Chwilowy, lecz intensywny, niewytłumaczalnie szybko zastąpiony palącą go od środka rozkoszą, gdy z jego ust wyrwał się głośny krzyk, spowodowany gwałtownym ruchem demona. Nagle stracił oddech, którym próbował się ratować, a do jego oczu napłynęły łzy, szybko wysuszone prześcieradłem, którego się kurczowo trzymał.
Kyungsoo wyprostował nogi, całkowicie opadając na brzuch.
Jego ciało samo reagowało, chcąc uniknąć bólu, jednak Kai uniemożliwiał mu jakąkolwiek ucieczkę, mocnym uściskiem przytrzymując jego biodra w pierwotnej pozycji.
- Zostań - powtórzył przez zaciśnięte zęby, jednak sens jego słów nie docierał do Kyungsoo, ogłuszonego własny bólem, który zdawał się rozszarpywać jego ciało na pół.
Minuta przerwy była dla bruneta istnym błogosławieństwem, bo chwilę później, słuchając jęków sprzeciwu człowieka, Kai cofnął swoje biodra do tyłu i niemalże od razu, wsunął się z powrotem w Kyungsoo, mocno i brutalnie, szybkim ruchem, który zaowocował bezgłośnym wrzaskiem bruneta, chwytającego jeszcze mocniej prześcieradło w jego trzęsące się pięści, jak gdyby tak cienki materiał miał w jakikolwiek sposób ukoić przeszywające go cierpienie. 
Z każdym pchnięciem, Kai wydawał z siebie stęknięcie: niskie i ciche, doskonale odzwierciedlające jego demoniczny ton głosu. Ruchy bioder, mimo że zwierzęce, wciąż zachowały swoją wykwintność i precyzję, która ukazywało jego typowy chód i to, jak poruszał się na co dzień.
Gęste powietrze cięte było przez głośne jęki i dźwięk obijających się o siebie ciał.
Kyungsoo obrócił głowę na bok, czując jak powoli brakuje mu powietrza. Teraz z policzkiem trącym o pościel, próbował skupić się na przyjemności, jednak jedyne, co potrafił zarejestrować, to agresja, z jaką Kai starał zaspokoić siebie samego.
Chłopak jęknął przeciągle, zaskoczony, zamykając mocno oczy, gdy Kai okrążył ramieniem jego biodra i chwycił w palce członek, nie poruszając jednak dłonią.
Tak ogromna stymulacja, doprowadzała ciało bruneta do szału, oblewając go falami gorąca i dreszczy.
            I wtedy poczuł to.
Szybko nasilające się mrowienie w nogach, powodujące odrętwienie palców u stóp oraz intensywne dreszcze przebiegające wzdłuż jego kręgosłupa aż po sam czubek głowy.
Jeszcze moment do osiągnięcia spełnienia.
Nawet nie myślał o nachylającym się nad nim demonie, który uśmiechał się szyderczo, nie przerywając swoich ruchów.
Kyungsoo poczuł chłodny oddech na swoim policzku, i ten słodki pomruk:
            - Obudź się
n/a: No to tak...to miał być smut przysięgam. Nie wiem ile osób zawiodłam, czy w ogóle dużo osób się tym interesowało bo, hej, to zwykły smut, a nie działo sztuki D: Dedykuję go przede wszystkim osobie, która wymyśliła to opowiadanie, bo myśl o tym, że ktoś na to czeka była dla mnie największą motywacją.
6 tysięcy słów, to dla mnie rekord jeśli chodzi o niezaplanowane i spontaniczne opowiadanie, więc gratuluję samej sobie i poklepuję się po plecach, chociaż wierzę, że moja (TAK MOJA) Beta, ulepszy go o milion razy, bo jeśli chodzi o mnie mam do tego ff neutralny stosunek.
P.S. Kyungsoo w ostatniej scenie nie spał, ale Kai to bezczelny skurczybyk >:-[

szablon wykonany przez TYLER