Kolekcjoner: Awaryjne lądowanie

8 komentarzy:




Spojrzałem w jego wąskie, przerażone oczy. On też patrzył w moje. To złe, że akurat w tak ważnych chwilach człowieka nachodzą wątpliwości czy to co robi jest właściwe.
Językiem mogłem wyczuć dziurki, które kiedyś wywierciliśmy razem w lufie.

~*~

Czułem się...dziwnie. Nie przez to co się stało, czy przez to co przed chwilą usłyszałem, ale przez to jak na to zareagowałem. Jeszcze pół godziny temu miałem ochotę płakać, ryczeć, drzeć się, wydrapać oczy własnej matce...a teraz? Siedziałem sobie na przypadkowo spotkanej ławce i myślałem.

Myślałem o wszystkim i o niczym.

A w zasadzie o tym jak bardzo moje życie się zjebało i, że nic z tym faktem nie mogę zrobić.

Miałem ochotę zadzwonić do Kyungsoo i wypłakać się do słuchawki, ale palce odmawiały mi posłuszeństwa nie poruszając się po klawiaturze telefonu. Miałem ochotę wtulić się we własnego chłopaka przykładając nos do jego szyi. Nie pachniał niczym szczególnym, kosmetyki których używał były zbyt delikatne. Był alergikiem w końcu. Jego skóra była po prostu taka...taka ciepła. I choć miałem na to ochotę, nie potrafiłem się zmusić by wstać i pójść do jego domu.

Po prostu nie mogłem. Nie po tym co zrobił.

Zostawił mnie. A kiedy o tym pomyślałem, zacząłem uświadamiać sobie pewne rzeczy.  Do tej pory mój świat był idealny. Przez ten jeden ułamek sekundy zwany moją dotychczasową egzystencją wszystko przed katastrofą było na swoim miejscu.

Ale ideał trwa tylko przez moment. Więcej nie można od niego wymagać.

~*~

-Wyglądasz jak gówno.

-Dzięki Wu, doceniam twoją troskę i szczerość.

Yifan prychnął opierając się o ladę. Nawet nie miałem siły by skomentować jego nową fryzurę. Chyba przez to się znowu mnie uczepił.

-Nawet sobie nie schlebiaj, to nie troska o ciebie tylko o sklep. Nie mam ochoty żeby klienci skarżyli się, że wielki kawał gówna w ubraniu sprzedaje im jedzenie – mężczyzna westchnął i popatrzył na mnie z wahaniem. – Powinieneś się ogarnąć...czy coś.

Już jako dziecko zauważyłem, że mam trochę opóźnione reakcje. No wiecie, coś w stylu kiedy dopiero kilka dni po wielkiej kłótni przychodzą ci na myśl cięte riposty i inteligentne teksty dla tej osoby, z którą się kłócisz. Zawsze byłem tym typem, który pierwszy przepraszał, udawał że nic się nie stało albo wyskakiwał z tekstem ‘chyba ty’. A potem kiedy już opadły emocje, a ja dalej myślałem o tym co się stało, nagle moja głowa była pełna wielce mądrych zwrotów. Według innych dzieci byłem spedalonym imbecylem, który nie umie się bronić. Okrutne te dzieci.
I nie wiem dlaczego, ale nagle przyszła mi ochota by wykrzyczeć wszystko to co miałem ochotę wykrzyczeć wczoraj.

-To nie moja wina okej?! Po prostu już się taki urodziłem i tego nie zmienisz, jasne?! Nie musisz od razu mnie za to banować. Nie jestem jakąś...kurde małpą wytresowaną żeby przeciskać głupi guzik przez całe życie, a potem po prostu umrzeć! Mi też się coś należy.

Yifan patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, zastygły w jednej pozie.

-Jezu...zachowujesz się jak moja dziewczyna podczas okresu...może chcesz tamponera...czy jak to się to tam nazywa.

Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w moją spuszczoną głowę i nerwowo poruszające się palce przy kasie. Wiedziałem, że sobie poszedł gdy usłyszałem ciche mruknięcie ‘świr’ i jego ciężkie kroki odbijające się echem po mojej głowie.

Chyba przechodzę załamanie nerwowe.

~*~

W większości przypadków pierwszą reakcją na stres jest odrzucenie od siebie wszystkich bodźców, które ten stres wywołują.To nie tak, że to co zrobiła miłość mojego życia i to co usłyszałem o sobie od mamy mnie nie ubodło. Do tej pory pamiętam to ciężkie, piekące uczucie w klatce piersiowej przebitej sztyletem obraźliwych słów. Po prostu już dawno przyswoiłem myśl, że jestem inny, a siłą tego nie zmienię. Wiedziałem jaką wybieram drogę kiedy zamiast grać z innymi chłopcami w piłkę wolałem porozmawiać z dziewczynami z osiedla o wyprzedażach, marzeniach i tym super aktorze w tym nowym super filmie. Sąsiedzi patrzyli na mnie dziwnie, a kiedy staliśmy razem w windzie odsuwali się myśląc, że tego nie widzę.

Jednak w tym wszystkim oczekiwałem chociaż odrobiny wyrozumienia od własnego rodzica.

Ten pamiętny wieczór pokazał mi, że chyba na to nie zasługuję.

Pierwszą myślą po wybiegnięciu z mieszkania była chęć skierowania się do Kyungsoo. Mogłem go jeszcze dogonić gdybym tylko zadzwonił i poprosił żeby poczekał na mnie. Zamiast tego pobiegłem w stronę parku. Byłem sam, a wokół roznosił się odgłos mojego szlochu i głośnego pociągania nosem. Musiałem wyglądać okropnie z tymi czerwonymi oczami i spuchniętymi wargami, które zapewne zaczęły mi sięgać nosa.

Byłem wykończony, chciałem położyć się do mojego ciepłego łóżka, wtulić się w moją poduszkę, którą kiedyś popsikałem perfumami Soo i po prostu zasnąć. Ale jak, przecież ja nie śpię. Jestem pieprzonym wampirem, który marzy by chociaż na chwilę zamknąć oczy i odpłynąć do krainy snu. Może to by zadziałało jak porządna dawka morfiny na moje serce? Nie chciałem wracać do domu, nie chciałem widzieć zapłakanej twarzy mamy nawet jeśli by miała udawać. Może rzeczywiście ją zraniłem? Nie powinienem tak głupio postępować i zapraszać Soo do siebie bez wcześniejszego uprzedzenia. To moja cholerna wina.

Zabolało kiedy sfrustrowany wbiłem paznokcie we własne skronie.

Musiałem chwilę przeczekać. Była trzecia rano, za cztery godziny mama wychodzi do pracy. Za dnia pracowała jako kelnerka, a nocą była krupierką w małym kasynie w centrum miasta. Tak mi przynajmniej mówiła. Przeczekam jeszcze chwilę, a potem wrócę do domu, umyję się i spakuję najpotrzebniejsze rzeczy.

~*~

Mieszkałem w tym jednym z typowych bloków o grubych betonowych ścianach i niskich sufitach. Mieszkania niczym małe przegródki w wysokiej szafie. Wszystkie jednakowe, bez otwieranych okien, z psującą się co chwila klimatyzacją. Często było tak, że w domu pachniało twoim ostatnio ugotowanym posiłkiem albo wizytą w toalecie. Ściany masywne i grube, ale przydawały się gdy twoja głucha sąsiadka postanowiła oglądnąć relację z ostatniego meczu.

Wszystkie moje ciuchy, łącznie z kosmetyczką i dwoma parami butów spakowałem do jeden dużej sportowej torby. Usiadłem obok niej na łóżku i rozglądnąłem się po moim pokoju, którego ściany niegdyś ozdobione i kolorowe ziały pustką. Tam gdzie jeszcze dwadzieścia minut temu wisiała ramka ze zdjęciem, farba była odrobinę jaśniejsza przypominając mi jak dużo czasu minęło od momentu powieszenia ozdoby. Rok.
Jeszcze rok temu nie spodziewałbym się, że znajdę się w tak krępującej sytuacji jak teraz.

Była 12, a ja się zastanawiałem czy będę miał gdzie spać tej nocy.

 Oczywiście, najlepszą alternatywą był Kyungsoo. Jednak jeszcze do niego nie dzwoniłem. Sam już nie wiedziałem czy to dlatego, że się bałem czy po prostu nie chciałem. Zapewne jedno i drugie. Tęskniłem za nim, za jego ciepłym dotykiem i przyjemnym głosem, ale obawiałem się, że coś we mnie pęknie gdy go tylko zobaczę. Mogłem zostać tu, ale nie chciałem żeby moja mama jeszcze bardziej się na mnie denerwowała. Uporczywie ignorowałem kopertę, którą położyła na moim biurku. Zapewne w środku był list pełen pustych słów, których wcale nie miałem ochoty czytać.

Westchnąłem ciężko i wstałem zawieszając ciężar torby na ramię. Trzeba się ruszyć i iść do pracy, stawić czoła codzienności.  Potem coś wymyślę.

Wychodząc z mieszkania, całkiem przypadkowo zerknąłem na ścianę klatki schodowej. 'PEDAŁ' głosił wielki napis namalowany tanim sprayem przy moich drzwiach wejściowych. Dziwne, ale jedynie co mogłem zrobić w tamtym momencie to uśmiechnąć się. Przynajmniej mnie zapamiętają.

Bo kto by pamiętał o Jezusie gdyby nie napisano ewangelii?

~*~

Nigdy nie byłem szalonym optymistą, ale wierzyłem, że w pracy choć na chwilę zapomnę o wszystkim, a czas będzie mijał mi szybko podczas gdy ja będę pochłonięty robotą. Czułem się jak inna osoba. Jakbym był obcy samemu sobie, jakbym walczył ze sobą od środka. Jeszcze nie docierało do mnie, że za dwie godziny kiedy skończę zmianę będę musiał pojechać zaśmierdziałym autobusem na obrzeża miasta by wynająć pokój w tanim motelu dla przejezdnych. Poraz pierwszy w życiu musiałem się naprawdę mocno starać by dostrzec pozytywny aspekt w minionych wydarzeniach.

Przynajmniej się usamodzielnię.

Będę mógł się poczuć jak dorosły.

Taak, tego naprawdę teraz pragnę.

Gówno prawda.

~*~

Yifan ponownie zaszczycił mnie swoim towarzystwem dwie godziny przed końcem mojej zmiany.

-Jak chcesz to możesz iść do domu.

Spojrzałem na niego unosząc brwi, a potem wróciłem do czytania mangi.

-Kończę za dwie godziny.

-Tak wiem, ale - Znowu się wahał. Podniosłem wzrok zaciekawiony tym nowym zjawiskiem. Pierwszy raz widziałem go ze zmartwioną twarzą. Tak jakby na chwilę zapomniał o swojej bezuczuciowej masce - Po prostu idź. Mówiłem ci już wcześniej, że nie wyglądasz dobrze.

-Nie dziwie się, gówno nie jest piękne.

-Mówię poważnie. Nie musisz się martwić o pracę, te dwie godziny nie zostaną ucięte z twojej pensji.

-Ale...

-No ja pierdole! Po prostu mnie posłuchaj dobrze?! Jestem twoim szefem i masz wykonywać moje polecenia. Idź do tego pieprzonego domu - nie chciałem mu przerywać i mówić, że takowego nie mam - połóż się do łóżka i przyjdź jutro wyglądając lepiej! Nie chcę żebyś umarł układając głupi towar na półkach! - patrzył na mnie przez chwilę dysząc ciężko, a potem zanurzył palce we włosach niszcząc idealny stan swojej fryzury - Nie dość, że jesteś homo to jeszcze cholernie nieznośny - prychnął odwracając się w stronę działu z kosmetykami.

~*~

Mama. Kyungsoo. Mama. Kyungsoo. Soo. Mama. Czy mógłbyś przez chwilę myśleć o czymś innym mózgu? Mama. Kyungsoo.

Wbiłem wzrok w telefon. Zero wiadomości, zero nieodebranych połączeń. To małe urządzenie w mojej ręce było przejściem, kontaktem z tymi wszystkimi którzy byli ode mnie oddaleni, ale nie myślałem że aż tak dalecy.

W jednej sekundzie wszystko się zmieniło.

Ta sekunda powinna być dla was tak samo jak dla mnie największym momentem grozy od początku tego opowiadania.

Tą paskudną sekundę ciszy przerwał dzwonek mojego telefonu.

-Halo?

-Kochanie? To ja Kyungsoo.

-Wiem, mam cię zapisanego przecież.

-Gdzie jesteś?

-Przed sklepem, skończyłem właśnie pracę.

-Tak szybko? Myślałem, że kończysz o dziesiątej.

-Wu miał dla mnie litość. Powiedział, że wyglądam jak gówno.

Kolejna chwila ciszy.

-Przepraszam.

-Nie, to ja powinienem przeprosić cię Soo. To co stało się wczoraj, a w zasadzie dzisiaj było...

-Tu nie chodzi o wczoraj - westchnięcie - Przepraszam, ale ja już dłużej nie mogę.

Poczułem jak drętwieją mi palce, kolana powoli nie wytrzymują, w głowie się kręci, a powieki zaczynają opadać. Gdybym był teraz w samolocie, nazwał bym ten moment przerażającymi turbulencjami.

-Czego nie możesz?

-Tego wszystkiego...ciebie, mnie...nas.

-Proszę cię, nie mów, że masz na myśli to o czym teraz myślę, że masz na myśli.

-Chyba tak. Ale to nie Twoja wina, ani tego co sie stało wczoraj. To ja, to ja nawaliłem, nie chce żebyś się ze mną męczył.

-Ale ja się z tobą nie męczę Soo! Proszę cię - zazwyczaj kiedy turbulencje się przeciągają albo stają się coraz to intensywniejsze, zaczynamy panikować. Łapiemy się kurczowo siedzenia albo naszego równie spanikowanego sąsiada w fotelu obok. Ja wybrałem opcję by wbić paznokcie we wnętrze dłoni - Może potrzebujesz przerwy, te kilka dni. Potem o wszystkim pogadamy i będzie dobrze - czułem się żałośnie słysząc we własnym głosie tę nutkę desperacji. Melodia powoli zaczyna stawać się chaotyczna, fałszywa.

-Nie...nie potrzebujemy przerwy tylko całkowitego odcięcia. Przerwa nic nie da, potem będzie tak samo jak jest albo gorzej.

-Ale Kyungsoo! Soo. Kochanie, proszę. O czym ty mówisz, przecież wszystko jest dobrze. Nie rób mi tego. Błagam, poprawie się, będę mniej marudził, nie będę cię zamęczał o te głupie randki, będę lepszy.

Westchniecie - Już ci mówiłem, to nie chodzi o ciebie...

-To o co kurwa!? - samolot gwałtownymi ruchami obniża się, a ja niszczę przez krzyk struny we własnym gardle.

Chwila ciszy. Tylko mój ciężki oddech i krew, która szumi mi w uszach.

-Bycie z tobą...było eksperymentem - zastanawialiście się kiedyś dlaczego twarze ludzi na instrukcjach ewakuacji z samolotu były uosobieniem spokoju? Opanowani niczym święte krowy wyciągali spod foteli kamizelki i zaciągali maski tlenowe na usta i nos. Czy nie docierało do nich, że zaraz mogą zakończyć swoje życie? Nie rozumiem, ja chciałem umrzeć, modliłem się żeby ten durny samolot wreszcie się rozbił i to wszystko skończył. - Zanim cię poznałem myślałem, że jestem gejem, ale ten związek uświadomił mi, że to tylko...że nie jestem. Chcę kiedyś założyć rodzinę, ożenić się, może mieć własne dziecko. Nie wiem czy jesteś w stanie mi to zapewnić. Przepraszam.

Nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem płakać. Ryczeć w zasadzie, bo to co się ze mną działo nie można było nazwać subtelnym urojeniem łzy. Naciągnąłem rękaw na dłoń by wytrzeć mokre policzki i nos, który chyba też zaczął płakać. Nawet nie potrafiłem sklecić zdania, które i tak przerywane było spazmatycznym szlochem.

-A-ale - szloch - dla-aczego?

-Przepraszam.

Rozłączył się. Usłyszałem ciągły sygnał.

A co jeśli rzeczywiście umarłem? A to co się działo to przedśmiertny sen? Przeciągły dźwięk, to sygnał aparatury do której jestem podłączony ogłaszający koniec pracy mojego serca.

Stałem na środku placu, z ciężką torbą na jednym ramieniu oraz dziwnym uczuciem samotności na drugim.

Wkładając telefon do kieszeni wyczułem pod palcami ostrą krawędź małego kartonika.

Wizytówka Sehuna.

~*~

Odebrał  po siódmym sygnale. Byłem na tyle zdesperowany by jeszcze czekać. W końcu usłyszałem ten sam znudzony głos.

-Słucham.

-Sehun? To ja.

-Jaki ja.

-No...ten gej sprzed sklepu. Kai.

-Oo, cześć. Co słychać?

Zamrugałem parę razy próbując zdecydować co powinienem powiedzieć. Jak dobrać słowa by nie zabrzmieć zbyt depresyjnie, jednocześnie pokazując, że potrzebuję czyjegoś wsparcia. Musiałem wybrać coś inteligentnego, może z nutką metafory

-Wszystko się spierdoliło. Mam ochotę umrzeć, a potem zabić się własnym trupem.

Tak. Zdecydowanie byłem w tym dobry.

Najgorsza jednak w tym wszystkim była cisza w odpowiedzi.

-Sehun...?

-Oj sory, na chwilę odszedłem od telefonu. Co mnie minęło?

To co czułem to nawet nie złość. Po prostu bezsilność. Nie potrafiłem powstrzymać ciężkiego westchnięcia, które wyrwało się z mojego gardła.

-Kiedy zaczynasz pracę? – odwróciłem się w stronę miejsca gdzie zazwyczaj się widzieliśmy. Chyba miałem nadzieję, że chłopak się zaraz tam pojawi i uratuje mnie od tego wszystkiego. Jak to się mówi, tonący brzytwy się chwyta.

-Dziś mam wolne, a co. Stęskniłeś się czy jak?

-Kpisz ze mnie prawda?

-Owszem – i mimo, że znałem go od zaledwie dwóch dni, wiedziałem, że przy pierwszej lepszej okazji nie będę miał oporów by za karę kopnąć go w piszczel albo pociągnąć za włosy. ‘Za tą kpinę w twoim głosie’ krzyknąłbym i uciekł. – Dlaczego do mnie zadzwoniłeś? Chyba nie potrzebujesz kupić mydła.

-Przejrzałeś mnie – zaśmiałem się czując gorycz rozprowadzającą się po moim zmaltretowanym już wcześniej gardle. Tym razem to on westchnął.

-Przepraszam Kai, ale...

-Wiesz co? Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem do ciebie dzwonić i zawracać głowy o tak późnej porze. Zapomnij o tym i uznaj, że to pomyłka – potok uczucia zwanym cholernym wstydem zaczął mnie zalewać, ponownie topiąc w swojej intensywności. – Miłego wieczo...

-Kai czekaj.

Poczekałem.

-Wiesz gdzie jest ten bar niedaleko motelu dla przejezdnych? Na obrzeżach miasta. Kilka przystanków od całodobowego – Cóż za zbieg okoliczności. – Spotkaj się tam ze mną. Za godzinę?

Kiedy się rozłączyliśmy, ciężar z moich ramion magicznie zniknął.

~*~

Po litrze wypitego piwa twoje dotychczas budowane bariery przyzwoitości i prywatności myśli odchodzą w zapomnienie. Już nie wstydzisz się powiedzieć czegoś nieodpowiedniego, zaczynasz pleść co ślina na język przyniesie.

-Wiesz Sehun. Miałem wszystko. Pracę, Kyungsoo, idealną relację z mamą. Już nawet sąsiedzi przestali za mną wołać ‘ej ty pedale!’ – moje oczy piekły, ale organizm nie potrafił temu zaradzić, ponieważ nie produkował wystarczającej ilości łez. Potarłem powieki pięściami, mając nadzieję, że nieprzyjemne uczucie zniknie – Pozwoliłem sobie nawet na kurtkę od światowej sławy projektanta, wszystko mi sprawiało jakąś przyjemność. A teraz? Gówno teraz. Zostałem sam, jestem nikim, nawet nie mam gdzie mieszkać. Nikt mnie nie lubi.

-Ja cię lubię.

-Dzięki Sehun, jesteś naprawdę miły.

-Wiesz co to kapa?

Podniosłem wzrok szukając w wyrazie twarzy chłopaka jakiegoś haczyka.

-Koc?

-Koc. Po co nam to wiedzieć?

-Bo to kupujemy, jesteśmy konsumentami.

-Właśnie – na twarzy Sehuna pojawił się znaczący uśmiech – konsumentami. Marnymi produktami ubocznymi wielkich korporacji. Po co nam wiedzieć co to kapa, kiedy nie potrafimy nawet naprawić zepsutego radia? Ah, przecież możemy iść do sklepu kupić nowe. Tak samo jak sto kanałów kablówki albo nowe ciuchy. Po co nam to wszystko? Twoja praca to nie ty, ilośc pieniędzy w twoim portfelu to nie ty, pieprzone portki, które masz na sobie to nie ty, twoje relacje z innymi ludźmi to też nie ty. Rzeczy, które posiadasz wkrótce zaczną posiadać ciebie. Aż w końcu zatracisz się i zapomnisz kim naprawdę jesteś. – wzruszył ramionami. Ja siedziałem z otwartymi ustami przechodząc szok – Nie wiem, może nie mam racji.

-Nie, nie! To co mówisz jest takie...prawdziwe.

-Ale trudno to zauważyć samemu. Po co się tak bardzo starać skoro i  tak wszyscy skończymy identycznie. Stan twojego konta nie świadczy o tym jaki jesteś. Spotykasz po drodze najsilniejszych i najinteligentniejszych, a ci sami ludzi rozlewają paliwo na stacjach benzynowych albo sprzątają kible. Bez tych ludzi zapanowałby chaos, a to i tak Martha Stewart zdobędzie sławę polerując swoje łyżki przez kilka godzin.

To było...czymś nowym. Nie spotkałem się jeszcze z tak zaskakującą osobą. Pierwszy raz musiałem przyznać Sehunowi rację, ale nawet nie potrafiłem wydusić z siebie słowa.

Jeszcze wczoraj opowiadał mi o penisach.

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz tym razem ja pierwszy przerwałem ciszę.

-Dzięki Sehun za rozmowę. Było miło. Ale chyba będę musiał się już zbierać. Mam nadzieję, że jeszcze przyjmą moją rezerwację.

-Nie  spytasz czy możesz u mnie zanocować?

-Słucham?

Chłopak prychnął wyciągając paczkę papierosów z tylnej kieszeni startych spodni.

-Morze piwska, a ty dalej wstydzisz się spytać. Po prostu spytaj.

Bałem się, że znowu ze mnie żartuje. Tak to na pewno jego kolejny głupi żart.

-Ale...ja nie wiem czy mo...

-Co, mama ci nie pozwoli? Czy Kyungsoo?

Ja - 0, Sehun - 1

-Sehun, wynajmę pokój w motelu.

-Jezu chłopie, po prostu mnie spytaj.

Spojrzałem na niego niepewnie. On jak gdyby nigdy nic stał sobie spokojnie, oświetlony światłem latarni, paląc szluga.

-Mogę...

-Tak, nie ma problemu.

-Serio?

-No przecież mówię, że nie ma problemu.

Uśmiechnąłem się szeroko poprawiając na ramieniu pasek ciężkiej torby, której szorstki materiał zaczął ranić skórę w tamtym miejscu.

-Ale mam jedną prośbę.

-Oczywiście, zrobię wszystko.

-To dobrze. Zatem uderz mnie, najmocniej jak tylko potrafisz.


______________________________________________________________
notka: Dziękuję za wszystkie komentarze łącznie z tymi na żywo. I tak czuję, że nie zasługuję ^^

Kolekcjoner: Ewakuacja duszy

10 komentarzy:



Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, że moje życie to dwie równoległe ścieżki, którymi dążę do nicości. Jedna prosta, nudna, mógłbym nawet powiedzieć, że idealna, gdyby nie parę dziur, w które wpadałem kiedy nie skupiałem się na tym, gdzie stawiam kroki. Druga zaś... cóż, wkluczała kogoś o imieniu Sehun i masę źle podjętych decyzji.

~*~

Najpierw załatwia mi pracę kelnera, sprawia że potrafię uwierzyć we wszystko, a teraz przez niego siedzę na swojej kanapie ze spluwą skierowaną we własne lekko rozchylone usta. Z lufą pistoletu przyciśniętą do tylnej ścianki gardła jesteś w stanie wypowiedzieć tylko samogłoski.

~*~

Jednym z najgorszych momentów pracy w sklepie całodobowym jest chwila po zniknięciu ostatniego klienta za ciężkimi drzwiami lokalu. W twoich uszach wciąż rozbrzmiewa echo poruszonego dzwoneczka nad wejściem oraz pamięć rzuconego od niechcenia "do widzenia", gdy nagle wokół zapada ta cisza. Cisza, która otacza cię ze wszystkich stron i staje się powodem dla serca, by odrobinę przyspieszyć tętno. Jest tak cicho, że za sekundę zaczną Cię boleć uszy, a kiedy staną się wystarczająco czułe, będą rejestrować każdy szelest jako najgorszą klątwę. Nie pozostaje Ci nic innego jak stać za ladą niczym idiota i spinać mięśnie pleców w oczekiwaniu na napad potencjalnego bandyty. Każdy wieczór to nowa dawka adrenaliny.
Ciche buczenie chłodziarki zawsze działało na mnie kojąco, pomagając myślom uciec gdzieś daleko, a rękom skupić się na dokładnym odseparowaniu produktów od siebie. Chude nadgarstki działały zwinnie, już mechanicznie ustawiając butelki i puszki pod ściankami lodówki. Zdawać by się mogło, że nie ma nic trudnego w odróżnieniu soku pomarańczowego czy coli dietetycznej od zwykłej wody mineralnej. Jednak jeśli już popełnisz błąd... nawet nie wiesz jakie poniesiesz konsekwencje.
Mimo, że zawsze staram się pracować szybko, zanim skończę układać butelki na półkach moje knykcie zamarzają, spowalniając wyćwiczone ruchy. W takich momentach muszę zamknąć drzwiczki chłodziarki i zwyczajnie zrobić sobie przerwę, trąc palce o siebie. Wierzę, że w ten sposób uzyskam trochę tak bardzo upragnionego ciepła. Ponoć moje dłonie są gładkie - tak powiedział mi Kyungsoo, kiedy wczoraj po raz pierwszy przy ludziach chwycił mnie za rękę. Mój Kyungsoo. Jego też są przyjemne w dotyku, takie ciężkie i miękkie, takie, dzięki którym czujesz się bezpiecznie i przez które marzysz być dotykanym. Delikatne. Muszę spytać jakiego kremu używa.
           - Zdajesz sobie sprawę...
Dla Yifana już z definicji nie istniało coś takiego jak wyczucie czasu. Znikał, kiedy był najbardziej potrzebny lub co gorsza, w ogóle się nie pojawiał, a kiedy już myślałeś, że jesteś sam i postanowiłeś powspominać uroczy wieczór spędzony z twoją miłością, albo ponucić nowy hit Katy Perry, przebierając się w kantorku dla personelu, on pojawiał się znikąd i straszył cię na śmierć. On nazywał to stylem, a ja skoncentrowanym chamstwem.
W powietrzu rozniósł się żałosny pisk, który łudząco przypominał dziewczęcy głos. I pochodził ode mnie.
- ...że już za trzy dni otwierają ten nowy klub w centrum? Gipp. Wybierasz się?
Domyślałem się, że muszę wyglądać idiotycznie z tym dziwnie przestraszonym wyrazem twarzy, siedząc na lepkich od brudu płytkach, ale nie mogłem się powstrzymać, by zlustrować wzrokiem postać mężczyzny stojącego przede mną. Denerwował mnie. Ten jego idealny wzrost, idealne blond włosy ułożone w idealnym nieładzie, te jego idealne perfumy, którymi perfumował idealnie smukłą szyję, idealny głos, którym potrafił idealnie operować. Twarz, która idealnie wyrażała jego pogardę do otaczającego go świata, jakby mówił: 'I tak jestem lepszy od ciebie, nie próbuj'. Najbardziej jednak denerwował mnie fakt, że Yifan nie był gejem.
Stał nonszalancko opary łokciem o najbliższą półkę, przyglądając się swoim paznokciom. Idealnym zresztą.
Odgarnąłem grzywkę z czoła i odwróciłem się do lodówki by kontynuować rzuconą parę minut temu czynność.
- Nie wiem, zależy czy Kyungsoo będzie chciał ze mną iść. - Starałem się zignorować dziwne uczucie, które zaczęło niebezpiecznie rozwijać się w mojej klatce piersiowej. Dylemat. Z jednej strony chciałem iść do nowego klubu, miałbym okazję pokazać światu jaka jest ze mnie dobra dupa ...z drugiej zaś strony Mój Soo nie lubił takich miejsc. - A co?
Sok pomarańczowy po prawej stronie, Cola po lewej.
- Widzę, że ktoś tu jest na smyczy.
Czy można usłyszeć złośliwy uśmieszek rozmówcy, nie patrząc na tą osobę?
- A zawsze myślałem, że to kobiety trzymają pod kapciem swoich partnerów. Nie odwrotnie. Pączuś wprowadza swoje żelazne zasady, widzę.
Wspomniałem, że Yifan był homofobem? Tak, nienawidził homoseksualistów, a zwłaszcza takiego jednego. Mnie. Jak to kiedyś powiedział: 'Wolę patrzeć jak mój pies liże sobie jajka, niż jak ty całujesz się z tym swoim Pączkiem'. Jego świat był idealny, nie dopuszczał do świadomości żadnego ustępstwa od reguły.
Przygryzłem wargę i ponownie skupiłem całą swoją uwagę na tym co robię. Jeszcze godzina. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy uświadomiłem sobie, że za godzinę opuszczę przytulne wnętrze sklepu na rzecz spaceru z moim chłopakiem, który od jakiegoś czasu odprowadzał mnie codziennie po pracy. Jeszcze godzina.

~*~

Kiedyś siedząc na kiblu oglądało się gazety porno, dziś klasyczne cycki zastąpiły katalogi mody i szwedzkich mebli. Jesteśmy niewolnikami w białych koszulach. Reklamy zmuszają nas do pogoni za samochodami i ciuchami. Wykonujemy prace, których nienawidzimy, aby kupić niepotrzebne nam gówno. Żaden facet mając na sobie bokserki od Calvina Kleina nie przyzna się, że lubi mieć nazwisko jakiegoś innego faceta na swoim tyłku. Mimo tego każdego dnia wyciąga z szafy nową parę i ani mu się śni, by tym razem ubrać klasyczne bawełniane majtki z sieciówki. Woli aby jego pośladki były okryte w stylu. Smutne jest to, że dobra marka nie jest synonimem do słowa wygoda czy zadowolenie.
Kiedy sobie to uświadamiamy, jesteśmy na serio wkurwieni.
Ja natomiast mimo nieprzyjaznych prognoz na deszczowy wieczór i próśb mojej matki o założenie czegoś cieplejszego, wyszedłem z domu, będąc dumnym wieszakiem dla męskiej parki z nowej kolekcji jesień/zima Huang. I choć kurtka zaprojektowana była na te chłodniejsze pory roku, nie zdołała mnie okryć przed wiatrem, który skutecznie mroził moją skórę, wnikając pomiędzy szczeliny materiału. Przez chwilę marzyłem o mojej starej, zapomnianej puchówce, która zapewne w tej chwili konsumowana była przez mole w głębinach szafy stojącej w przedpokoju. Potem przypomniałem sobie, że na kurtkę którą mam na sobie wydałem równowartość swojej miesięcznej pensji. Wtedy przestałem marzyć.
Próbując się rozgrzać dreptałem w miejscu, co chwilę zerkając w kierunku z którego za kilka minut powinien nadejść Soo. Mój Soo. I choć wiedziałem, że on mnie nigdy nie zawiedzie, powoli zacząłem się martwić, gdy wskazówka zegarka niebezpiecznie przechyliła się poza wyznaczoną godzinę naszego spotkania.
-Ładną pogodę dzisiaj mamy, no nie?
I w ten oto sposób po raz pierwszy spotkałem Oh Sehuna. Czekając na swojego chłopaka przed sklepem, w którym nienawidziłem pracować, trzęsąc się z zimna i martwiąc, czy czasem nie zostałem porzucony.
- Słucham? - Stał kilka metrów ode mnie, jego wysoka sylwetka oparta o mur budynku, z zapalonym papierosem miedzy chudymi palcami. Znudzonym wzrokiem sunął po pogrążonym w ciemnościach placu przed nami. Ciekawe o czym myślał. Korzystając z danej mi okazji ostrożnie dokonałem wstępnych oględzin chłopaka. Kościsty, zgarbiony, niechlujnie ubrany, nie w moim typie. W przeciwieństwie do Kyungsoo w jego włosach nie dało się dostrzec blasku świeżości, jego wzrok był jakby przysłonięty woalką zmęczenia. Nieobecny.
- Na co się tak gapisz? - Ciche burknięcie szybko mnie ocuciło, uświadamiając jaki błąd popełniłem. Spojrzałem na niego zmieszany, by spotkać się tylko ze statuą spokoju i opanowania. Powoli zanurzałem się w wannie wypełnionej moim zażenowaniem i irytacją, mój mózg pracował intensywnie, obierając najlepszą taktykę obrony.
- Na nic - mruknąłem, a kamyk pod moim butem wydał się wielce absorbujący. To cholernie dołujące, że jedna osoba i to w dodatku taka, którą pierwszy raz widzisz na oczy jest w stanie wprowadzić cię w tak wielkie zakłopotanie. Odwróciłem się od niego, poprawiając przy okazji kołnierz parki, gdy przez moje wykończone pracą ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz spowodowany zimnem. Nie musiałem odwracać głowy by wiedzieć, że koleś wywierca mi dziury w plecach tymi swoimi pustymi oczami. Bardzo nieprzyjemne uczucie. Miałem wrażenie, że nagle zrobiło się jeszcze chłodniej niż było w rzeczywistości.
- Z racjonalnego punktu widzenia mamy październik, zima się zbliża, jest zimno. - Czasami zastanawiałem się jak tacy debile jeszcze przetrwali w tym świecie. – Fajna kurtka.
Uniosłem brwi, zastanawiając się czy dobrze usłyszałem. Czy ten bezgustowny człowiek, w starej bluzie ze śmietnika, nazwał moją nową parkę z kolekcji jesień/zima Huang 'fajną'? Na pewno był pierwszym, który ją zauważył.
Odwróciłem głowę w jego stronę, a potem spojrzałem na siebie. Potem znowu na niego.
Dzię...
- Widziałem taką samą w lumpeksie, kiedy robiłem zakupy z matką. - Ta wanna nie ma dna, więc spadam coraz niżej, pochłonięty przez głębiny mojej rozpaczy. Patrzyłem z lekko rozchylonymi ustami jak chłopak zaciąga się swoim śmierdzącym papierosem, a po chwili spomiędzy jego warg wyłania się obłok dymu. Ponoć przeciętny palacz podczas swojego życia zbiera w płucach do kilograma smoły.
Miałem coś powiedzieć, ale powstrzymało mnie delikatne klepnięcie w ramię. Cholerne klepnięcie w ramię, a już myślałem że pocisnę gówniarzowi. Automatycznie na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy zobaczyłem przed sobą Kyungsoo. Zapomniałem o jego spóźnieniu, gdy tylko spojrzałem w te jego wielkie oczy. Jednakże gdy zacząłem się pochylać by pocałować go w geście przywitania, odsunął głowę ode mnie. Moje policzki paliły żywym ogniem a w gardle pojawiła się gula. Wielkości arbuza.
- Nie przy ludziach kochanie.
Spojrzałem za siebie. Po chłopaku nie było śladu, jedynie niedopałek papierosa rzucony na chodnik świadczył o jego niedawnej obecności. Ulice o tej porze ziały pustkami. Sklepy oprócz całodobowego za mną były pozamykane. Naszymi jedynymi akompaniamentami pozostały srające gdzie popadnie gołębie.
- Okej.

~*~

Z każdą minutą moją czaszkę zalewała coraz to intensywniejsza fala bólu. Upierdliwe pulsowanie skroni i ucisk z tyłu głowy nie dawał mi szansy na skupieniu myśli wokół konkretu. Było ich za dużo, za bardzo szalały, chaotycznie obijając się o ścianki mojej głowy. Jakby z oddali słyszałem stukot własnych obcasów i śmiech przechodzącej obok mnie grupki ludzi. Dźwięki rzeczywistości. Kap, biip, stuk, kurwa, fajna kurtka - widziałem taką w lumpeksie.
Tak, myślałem o nim. Nie o jego chamskim komentarzu, ale o nim. O jego posturze i bezuczuciowym wyrazie twarzy. Irytacja ustąpiła ciekawości. Kim był ten chłopak? Nie, to nie możliwe, żeby jakiś tam gnojek tak bardzo utkwił mi w głowie.
- Kochanie, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Głos Kyungsoo wyrwał mnie z zamyślenia, jednocześnie nasilając ból głowy. Rzuciłem mu przepraszający uśmiech i ścisnąłem mocniej jego ciepłą rękę.
- Przepraszam, na chwilę odfrunąłem. - Zawsze bałem się wracać sam do domu. Nie mieszkałem w zbyt przyjaznej okolicy, zwłaszcza dla ludzi takich jak ja. Przyzwyczaiłem się do przezwisk rzucanych w moją stronę, a potem nauczyłem się być niewidzialnym i nie wyróżniać na tle innych. Przezwiska ucichły, zwierzyna w dresach i klapkach z bazaru znalazła nową ofiarę by rozszarpać jej wnętrze zębiskami nietolerancji i braku poczucia moralności. Ja zacząłem spacerować z Kyungsoo.
Usłyszałem ciche westchnięcie chłopaka, a kiedy spojrzałem w bok, na jego profil, ujrzałem urocze policzki pokryte rumieńcem.
- Pytałem się czy może... nie chciałbyś może… - Był naprawdę słodki kiedy się denerwował. -Ehh... masz jakieś plany jutro po pracy? W sensie... jesteś wolny?
Nie potrafiłem powstrzymać chichotu, dlatego zakryłem usta dłonią.
- A jakie mogę mieć plany po 22, głuptasku?
Oczekiwałem pogodnego śmiechu w odpowiedzi, zamiast tego usłyszałam parsknięcie, a ciepło przylegające do mojego boku zniknęło. Kyungsoo odsunął się ode mnie, mrucząc coś pod nosem. Kiedy sięgnąłem do przodu by ponownie chwycić jego dłoń odsunął się jeszcze dalej, wkładając ręce do kieszeni kurtki.
Gula w gardle ponownie ogłosiła swoją obecność.
Soo, przepraszam. - Przyspieszyłem by dorównać mu kroku. Nagle poczułem, że wchodzę na niebezpieczny grunt. Jeden zły ruch i po mnie. Kiedy przełykałem ślinę, moje gardło stanęło w ogniu. I mimo, że Kyungsoo często zbyt szybko się irytował, każda taka sytuacja stawiała mnie na skraju. Jeden krok dalej i spadam w przepaść. - Soo zwolnij, proszę. Nie chciałem, nie to miałem na myśli.
Taa... skoro masz takiego głupiego chłopaka, to dlaczego nie zaczniesz sam wracać od domu?
Soo, Kochanie. - Udało mi się wreszcie uczepić jego ramienia, na co chłopak zareagował skrzywieniem twarzy w dziwnym grymasie. Obrzydzenia? Nie odsunął się jednak, na co odetchnąłem z ulgą. - Przepraszam noo....
Znacie to uczucie niezręcznej ciszy, prawda? Atmosfera robi się ciężka i nieprzyjemna, jakby otaczała was para nieznanych ramion. Macie ochotę wyrwać się od tego uczucia, czymkolwiek jest i uciec gdzieś daleko, chowając się pod bezpieczne ciepło koca. Nie wiadomo czy można coś powiedzieć, ruszyć się, mrugnąć, aby nie pogorszyć swojej pozycji. Szliśmy w milczeniu. Na zegarku mijały sekundy, a ja miałem wrażenie, że to godziny, lata spędzone w piekle.
- Stąd chyba już trafisz do domu, co? - Cichy głos Kyungsoo przyprawiał mnie o dreszcze. Stanęliśmy w miejscu, gdzie w oddali mogłem zobaczyć mój blok. Chłopak stał ze spuszczoną głową, wciąż z rękami w kieszeniach. O dziwo nie odsunął się, kiedy pocałowałem go w policzek. Wzdrygnął się tylko.
- Tak dziękuję, dobranoc.
- Dobranoc.
Jeszcze długo patrzyłem w kierunku gdzie zniknął. Tym razem nie rzucił mi uroczego uśmiechu przez ramię. Dziś zostałem obdarowany widokiem jego pleców.

~*~

Cierpię na bezsenność. W ciągu doby jestem w stanie zamknąć oczy na jedynie kilkunastominutowe drzemki. Nigdy się nie budzę, ponieważ tak naprawdę nigdy nie zasypiam. Już dawno zapomniałem jakie to uczucie być obudzonym przez słońce wpadające przez okno do pokoju albo cichy głos mamy i delikatny dotyk na ramieniu. Czasami mam wrażenie, że wychodzę z własnego ciała i przyglądam się sobie leżącemu na kanapie z pilotem w ręku, wpatrzonemu w ekran telewizora, oglądającego te same postacie polityków, celebrytów, sportowców i modeli. Nie pamiętam twarzy własnej babci, a Usiana Bolta rozpoznałbym po tyłku.
 Czasami pojawiam się w różnych miejscach, nie wiedząc uprzednio jak się tam dostałem. W jednej minucie siedzę na fotelu, a w drugiej zaglądam do lodówki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Pięć rodzajów musztard, jedno pesto i stara cytryna. Wracam przed telewizor, a kiedy zaburczy mi w brzuchu znów idę do kuchni by zaglądnąć do pustej lodówki. Chyba trzeba zrobić zakupy. Nie robię ich często, bo oboje z mamą jemy w pracy albo po pracy, na mieście.
 Zazwyczaj około 2 w nocy w mieszkaniu rozlega się dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Oczywiście nie śpię. Oczami wyobraźni widzę jak moja mama z wielką ostrożnością stawia kroki by nie narobić wiele hałasu. Ściąga buty, płaszcz, a potem skrada się do salonu by zobaczyć mnie rozwalonego w samych bokserkach na kanapie. Chce zabrać mi pilot, by wyłączyć wciąż włączone urządzenie, ale ja krzyżuję jej plany siadając znienacka.
Lubię straszyć ludzi.
- Jezus Maria święta, człowieku! Chcesz żebym na zawał padła?! - Nie mam już siły żeby się śmiać, ale gdybym miał, to bym się zaśmiał.
- Przepraszam mamo, to niechcący.
- Tak. Skoro to było niechcący to ja nadaję się na modelkę - prychnęła na mnie i odrzuciła swoją torebkę gdzieś na bok.
Spojrzałem na nią, unosząc brwi. Szczupła kobieta o długich czekoladowobrązowych włosach i ciemnej cerze podobnej do mojej, stojąca przede mną w rzeczywistości nadawała się na modelkę. Dla mnie mama była ideałem kobiety.
Odwróciła się na pięcie, kierując kroki w stronę kuchni.
           - Znowu nie możesz spać? Piłeś rumianek na noc?
Przewróciłem oczami na to pytanie i ponownie wbiłem wzrok w szklany ekran. Telezakupy tym razem. Jakiś czas temu poszedłem do lekarza żeby przypisał mi coś na nieprzespane noce.
Nie, nie da się umrzeć od tego.
- Ale panie doktorze, to już powoli staję się niebezpieczne. Budzę się w różnych miejscach, nie może mi pan czegoś przypisać? Cokolwiek?
- Wystarczy ci więcej ruchu na świeżym powietrzu i picie rumianku na noc.
I wiecie co? Rumianek jest chujowy.

~*~

Zatrudniając się w sklepie musiałem przyjąć jedną zasadę. Nie przetrwasz póki nie zaczniesz udawać. Kiedy klient pojawia się w naszych progach, należy uśmiechnąć się szeroko i zaproponować swoją pomoc. Ludzie wchodząc do lokalu nie zawsze są pewni czego chcą, a i tak trzeba zadać to jedno, szczególnie denerwujące pytanie, tego wymaga etykieta. Potem następuje wymiana towaru za pieniądze, 'dziękuję, zapraszamy ponownie', a kiedy klient znika mi z oczu, zrzucam sztuczny uśmiech i powracam do czytania mojej mangi, którą ukrywam pod ladą.
- Znowu czytasz to swoje gejowskie porno?
Już mówiłem, że Yifan jest denerwujący, no nie?
- Odczep się Wu.
- Odczepię się jeśli mi powiesz, co w tym takiego interesującego. Zdajesz sobie sprawę, że masturbacja nie jest dozwolona w miejscu pracy.
- Nie masturbuję się w miejscu pracy. - Oderwałem wzrok od mangi, by spojrzeć na niego krytycznie. - W przeciwieństwie do ciebie. - Lubiłem się z nim drażnić. Co prawda moje riposty były tępe jak nóż do masła, ale przynosiły mi satysfakcję.
Na twarzy blondyna pojawił się grymas, a sam wyprostował się gwałtownie.
- Skąd o tym wiesz?!
Z rąk wypadł mi trzymany przedmiot, a szczęka razem z nim. Kurwa.
- Wu... czy ty... serio?
Mężczyzna otworzył usta by coś powiedzieć. Twarz kolorem wpasowała się w czerwoną koszulkę, którą miał na sobie.
- Jeśli coś piśniesz... przysięgam, że tego pożałujesz cioto. - Więc doszło do gróźb, hę? Przynajmniej nie będzie mnie już męczył, a mój śmiech pozostanie w jego świadomości do końca jego dni.
Czułem w ustach słodki smak zemsty.

~*~

To, co się wydarzyło poprzedniego dnia z Kyungsoo przeszło do historii wraz z jego esemesem: 'Przepraszam ;('. Nie mogłem zignorować kilku następnych wiadomości z prośbą o spotkanie i słodkimi słowami przepełnionymi miłością. Wiedziałem, że mój chłopak jest dżentelmenem w każdym calu, nie potrafiłem być na niego zły, więc zgodziłem się na wspólne wyjście. Nasze pierwsze wspólne wyjście. Zazwyczaj umawialiśmy się w domu któregoś z nas albo kiedy odprowadzał mnie wieczorami do domu. Zawsze byliśmy sami, czyż to nie romantyczne? Dziś zaś pierwszy raz pojawimy się wśród ludzi.
Ten wieczór był zdecydowanie przyjemniejszy dla mnie i mojego wrażliwego na zimno ciała. Nowa parka z kolekcji jesień/zima Huang prezentowała się dumnie. Chodziłem w miejscu, co chwila przyglądając się swojemu odbiciu w witrynie salonu fryzjerskiego. Kątem oka ujrzałem zbliżającą się postać. Kiedy odwróciłem głowę z chęcią przywitania Kyungsoo, zobaczyłem tylko chłopaka z wczoraj. Oparł się o mur budynku, zapalając papierosa.
Pozwólcie, że wam go przedstawię.
Był nocnym markiem. Jako, że rubryka 'doświadczenie zawodowe' w jego CV ziała pustką, mógł się chwytać tylko niewymagających prac takich jak kelner, konsultant czy operator w kinie kameralnym. Praca takiego operatora polegała na zmienianiu szpuli podczas filmu, tak aby widz się nie zorientował. W rogu ekranu pojawia się kropka, którą w branży nazywają 'śladem po papierosie'. To znak dla operatora, że trzeba przygotować się na zmianę szpuli. Taka praca dawała wiele możliwości wyżycia się artystycznego. Kiedy było się wystarczająco dobrym w tym co się robi, można było wyciąć sobie pojedynczą klatkę z filmu, pozostawiając pamiątkę na całe życie. Czasami ginęły całe szpule. Co do chłopaka - on wycinał klatki jednego filmu i wklejał do innego. Tak właśnie, kiedy w komedii romantycznej główna bohaterka miała pocałować się z głównym bohaterem, w deszczu, kiedy ten cudem w ostatniej chwili dogonił ją na dworcu, widzowie przez ułamek sekundy mieli okazję ujrzeć dodatek chłopaka. Przed ich oczyma pojawiał się wielki na cztery piętra...
- Nabrzmiały kutas! - Chłopak zaśmiał się głośno i rzucił niedopałek papierosa za siebie. - Tak, zazwyczaj wycinam klatki z pornosów. Wtedy jest najwięcej zabawy.
- Dlaczego mi to mówisz? - Skrzywiłem się nieznacznie, patrząc z niedowierzaniem na śmiejącego się chłopaka, który wzruszył ramionami.
- Wyglądasz na kogoś kto lubi rozmawiać.
- Ale nie o jakieś chorej zabawie i pokazywaniu ludziom przyrodzenia! - Teraz oboje staliśmy oparci o mur. Chłopak poczęstował mnie papierosem, dawno nie paliłem muszę przyznać. Czas szybciej mijał, nie zauważyłem, że Kyungsoo wciąż się nie pojawiał. Wskazówka na zegarku znów przechyliła się poza umówioną godzinę.
Mój towarzysz podobnie jak ja zamilkł, ale cisza wokół nas wcale nie wymagała przerwania niepotrzebną rozmową. Czułem się komfortowo. - Jak masz na imię? - Musiałem spytać, przecież nie będę go wołał 'hej ty', poza tym to było nasze drugie spotkanie, on szedł do pracy kiedy ja ją kończyłem. Wychodziło na to, że spotkamy się ponownie. Miło mieć kogoś do rozmowy, czekając codziennie w mrozie.
Spojrzał na mnie, mrużąc oczy. - A co, interesuje cię to? - prychnął.
Zaśmiałem się nerwowo, otulając szczelniej kurtką. Na horyzoncie znów pojawiła się wanna mojego zażenowania. Nie chciałem tam wchodzić. - Nie...? Po prostu...
Chłopak wyciągnął w moją stronę dłoń, między której palcami wetknięty był bladoróżowy kartonik. Jego wizytówka. Koleś miał swoją wizytówkę

OH SEHUN
produkcja i sprzedaż mydła
'POWIEW WIOSNY'
kontakt: 123-456-789

Oh Sehun. - Ja zaś, chociaż bym chciał, bałem się podać swojego prawdziwego imienia. Przecież to niebezpieczne. Nie wiem kim tak naprawdę był Oh Sehun i dlaczego wyglądając tak jak wyglądał, posiadał pliczek własnych wizytówek. Co jeśli je komuś ukradł? Kto w ogóle produkuje mydło? Rozejrzałem się wokół w poszukiwaniu inspiracji. Musiałem się jakoś przedstawić. Wtedy zobaczyłem szyld wywieszony kilka metrów od nas 'Kolekcja Antycznych Imadeł! Wyprzedaż' - Jestem Kai, miło mi.
- Fajne imię, Kai.
- Dzięki, twoje też nie jest złe. - Kiedy  tylko to powiedziałem, na udzie poczułem delikatne wibracje swojego telefonu. - Przepraszam. - Wyciągnąłem telefon i uśmiechnąłem się kiedy przeczytałem, że Kyungsoo będzie za 5 minut.
- Twój chłopak? - Serce zabiło mi mocniej na to pytanie. Co miałem powiedzieć? Co jeśli Sehun nie toleruje gejów? Kurwa, dlaczego? - Nie martw się Kai, też lubię chłopców. - Podejrzewam, że w tej chwili moje oczy były większe niż te Soo - Dziewczyny bardziej... ale w sumie... nie przejmuję się kto co ma między nogami. - Wzruszył ramionami, posyłając mi lekki uśmiech. Nagle z niewyjaśnionych przyczyn poczułem, jak zalewa mnie fala obrzydzenia. Zbok. Skąd te wyznania?
- Tak, mój chłopak. Zaraz tu będzie. - Nie chciałem tego, ale w moich ustach zabrzmiało to jak ostrzeżenie. Myślę, że Sehun też to poczuł.
- W takim razie - zaczął wstając - myślę, że moja osoba już ci nie będzie potrzebna. Do zobaczenia, Kai.
Nie wiem dlaczego, ale przez chwilę czułem, że słowa chłopaka to obietnica. Kiedy zniknął mi z oczu, ktoś objął mnie od tyłu, wtulając twarz w moje plecy.
- Przepraszam za spóźnienie kochanie, coś mnie przytrzymało w mieście.
- Nic się nie stało Soo i tak nie czekałem długo. - Odwróciłem się by objąć chłopaka i wtulić twarz w jego szyję. Bliskości nigdy za wiele.
- Paliłeś? - Mój mózg zaczął panikować, podobnie jak ciało, spinając wszystkie mięśnie.
- Jednego.
- Myślałem, że rzuciłeś. - O dziwo głos chłopaka był spokojny, przepełniony czułością. Jakby rzeczywiście dbał o mnie. Odsunąłem się od niego, by spojrzeć z zaskoczeniem w jego twarz. Uśmiechał się.
- Nie jesteś zły?
- Dlaczego miałbym być zły, po prostu myślałem, że chciałeś się tego pozbyć. Muszę dbać o ciebie. - Byłem kostką lodu, która powoli zaczęła topnieć przez rozczulenie i to ciepło bijące od Kyungsoo.
- Nie martw się, dbasz już o mnie jak nikt inny.

~*~

Chyba nie musiałem mówić, jaki wspaniały czas zafundował mi Kyungsoo, prawda? Kiedy trzymał mnie za rękę, kiedy tańczył ze mną w Gipp, mimo zapewnień jaki to z niego niezdarny tancerz, kiedy spędził ze mną każdą minutę tej nocy, czułem się naprawdę wyjątkowo. Wciąż nie był chętny na pocałunki w miejscu publicznym, ale nie zastanawiał się długo by mnie objąć i szepnąć wprost do ucha:
- Kochanie, ile to już jesteśmy razem?
- Rok, Soo.
- Nie sądzisz, że to czas by przejść na wyższy poziom?
- Chcesz wpaść dziś do mnie?
Dochodziła druga w nocy. Od klubu do mojego osiedla było 15 minut drogi pieszo. Szliśmy w milczeniu. W bardzo szybkim tempie. Wiedziałem na co się szykuję i nie mogłem się doczekać. Nie wiem czym to było spowodowane, może alkoholem, ale ekscytacja która mnie ogarnęła nie pozwalała myśleć racjonalnie.
Zanim zdołałem zamknąć drzwi mieszkania, moje ciało zostało do nich przyciśnięte, zatrzymując słowa w moich ustach. Po chwili spytałem czy nie chce czegoś do picia, a on ignorując moje pytanie przywarł pulchnymi wargami do moich własnych, połykając wydobywające się z nich jakiekolwiek dźwięki. Odsunął się ode mnie po minucie wymieniania się śliną. Musieliśmy przecież jakoś oddychać.
- Woda byłaby w porządku.

~*~

Kiedy wsunął ręce pod moją koszulkę i zaczął delikatnie głaskać skórę brzucha, westchnąłem ciężko w jego usta, czekając na więcej. Musiał mi dać więcej. Byliśmy złączeni wargami, wysuszonymi i opuchniętymi od poprzednich pocałunków, dysząc ciężko, błądząc po swoich ciałach spragnionymi i ciekawymi palcami. Ja siedziałem na nim, on siedział na kanapie. Nietknięta szklanka wody, którą przyniosłem, zapomniana na stoliku.
Zazwyczaj około 2 w nocy w mieszkaniu rozlega się dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Oczywiście nie śpię. Oczami wyobraźni widzę jak moja mama z wielką ostrożnością stawia kroki by nie narobić wiele hałasu.
Tym razem była na tyle cicho, że nawet nie zwróciłem uwagi na jej obecność. Dopiero gdy coś ciężkiego upadło na podłogę, oderwałem się od Kyungsoo, z przerażeniem patrząc za siebie.
Stała z zakupami spożywczymi rozsypanymi wokół jej nóg. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko w górę i w dół. Powieka lewego oka zaczęła drgać.
- Mamo, to nie tak...
- Wypierdalaj.
Staliśmy tak, patrząc na siebie. Ja na moją mamę ze łzami w oczach, ona na mnie ze złością bijącą od całego ciała. W mieszkaniu było tylko słychać Kyungsoo, który spanikowany ubierał swoją koszulkę rzuconą wcześniej przeze mnie na podłogę.
- Ale ma…
- Nie słyszałeś? Wypierdalaj z tego domu! Ty i twój drutociąg. Nie będziecie się pieprzyć na mojej kanapie.
Kyungsoo wychodząc z domu zatrzasnął za sobą drzwi. Mocno.
Ja przygotowywałem się do ewakuacji duszy z mojego własnego ciała. Mój świat się zawalił, wszystko co do tej pory było mi znane stanęło w ogniu. Wszystkie ideały runęły, śmiecąc przestrzeń mojej świadomości.
Nie chcę mieć syna takiego jak ty. Brzydzę się tobą.

~*~

Biegłem. Mimo, że moje mięśnie trawił kwas to biegłem. A potem pobiegłem jeszcze dalej. Musiałem uciec. Czy było warto jeszcze żyć?

~*~

Synku...proszę cię odbierz. Przepraszam za to co wtedy powiedziałam, byłam zmęczona i zła po pracy, a to co zobaczyłam... wtedy ciebie z Kyungsoo... ja... to był na prawdę dla mnie szok, ja... mam taki okropny stres w pracy i jeszcze czynsz nam podwyższyli. Przepraszam, że tak zareagowałam. Wróć do domu, tęsknię za tobą.

            JEŚLI CHCESZ ABY WIADOMOŚĆ ZOSTAŁA SKASOWANA WCIŚNIJ JEDEN, JEŚLI...

            WIADOMOŚĆ GŁOSOWA ZOSTAŁA POMYŚLNIE SKASOWANA.


szablon wykonany przez TYLER