burned faith

7 komentarzy:
burned faith
miniatura (991 słów), hunhan, pisane pod wpływem chwili i negatywnych emocji.

Mroźne powietrze wieczoru mieszało się z syfem przeludnionego miasta, tworząc w płucach Sehuna destrukcyjną mieszankę. Wydawało mu się, że dopiero co przekroczył próg swojego mieszkania, zaczynając kolejną paczkę tanich fajek, a już mrok zaczął osłaniać wszystkie tajemnice nocnych marków, dzieląc się przestrzenią ze słabym światłem ulicznych lamp, które mościły się na zmęczonych twarzach przechodniów niczym lepkie palce.
Sehun schował do kieszeni nieco startych jeansów pokaleczone mrozem dłonie i przyspieszył kroku, przy akompaniamencie echa stukotu niskich obcasów. Nie raz, przez głowę przemknęła mu myśl by zawrócić i udać, że jego wypad wcale nie miał miejsca, a on pozostał w swojej skorupie braku zainteresowania i chłodu do drugiego człowieka. Mimo to wciąż szedł przed siebie, przybierając tempa i zwalniając co chwila, jakby wahał się, jednak ciało nie pozwalało mu zawrócić.
Ciemne, brudne niebo dodawało mu otuchy i otulało go znajomym uczuciem towarzyszącym zachodowi słońca. Było to coś pomiędzy rozpierającą od środka odwagą, a pewnością siebie, posiekaną jednak niepokojem, że odczuwana wielkość rozpłynie się za moment, znikając za horyzontem.
Sehun zatrzymał się na przejściu dla pieszych, opierając się o słup z sygnalizacją drogową. Korzystając z chwili, wyciągnął entego papierosa z pogniecionego kartonika i wetknął go sobie w usta odgarniając przesuszone od rozjaśniacza włosy, które wpadały mu do oczu. Z lekkim uśmiechem zignorował ostrzeżenie o śmierci, jakby tym chciał pokazać, że wie o niej więcej niż nie jeden 'producent' opakowań na szlugi. Często powtarzał, że to sam Lucyfer wymyślił regułki widniejące na opakowaniach by szyderczo zaśmiać się każdemu uzależnionemu w twarz.
Chowając prawie pustą paczkę do kieszeni kurtki, wszedł na jezdnie, przeciskając się w tłumie na drugą stronę ulicy. Gdy zorientował się do przejścia ma jeszcze tylko jedną przecznice, poczuł nagły przepływ krwi przez skronie i przyspieszone tętno, które momentalnie uciszył głębokim wdechem, pełnym kłębów spalonego tytoniu. Światła neonów i nijak zachęcających reklam raziły go po oczach, a dźwięki nocnego życia wyjątkowo drażniły wrażliwe uszy, wywołując na jego beznamiętnej twarzy grymas. Nim się jednak zorientował, stał przed obdrapaną, niewielką knajpą, z brudnymi szybami zza których było widać nieliczną klientelę lokalu i nieskompletowany wystrój, który w całości tworzył całkiem przytulną atmosferę.
Sehun uśmiechnął się czując jak ku chłodowi panującemu wokół, wzdłuż jego kręgosłupa przebiega przyjemny dreszcz, a opuszki palców powoli rozgrzewają się w oczekiwaniu na kontakt z innym ciałem. Nigdy nie spodziewałby się, że widok zarumienionych policzków, lekko spoconego czoła i zbyt szerokiego na tak małą twarz uśmiechu, roztopi tkwiący w nim od dawna lód, wzbudzając głęboko zakorzenioną słabość do drugiej osoby.
Jego myśli, pełne admiracji, zdawały się być zbyt głośne gdyż chwilę później, jeden z krzątających się w środku kelnerów, o którego policzkach i uśmiechu była mowa, odwrócił głowę w stronę Sehuna, przerywając czyszczenie oblepionego zaschniętym jedzeniem stolika. Speszony pracownik spuścił na moment wzrok, podnosząc go po chwili, by ponownie spojrzeć na sterczącego na zewnątrz mężczyznę. Powoli uniósł ręce przed siebie i stuknął palcem w swój chudy nadgarstek. 'Jesteś za wcześnie' powiedział powoli, tak by Sehun mógł odczytać wiadomość z ruchu warg.
Blondyn machnął dłonią uśmiechając się delikatnie i skinął głową na znak, że poczeka. Jeszcze przez chwilę patrzył na chłopaka w środku, który wznowił swoją pracę, teraz w o wiele szybszym tempie, po czym odwrócił się na pięcie i przeszedł parę metrów do bocznej, wąskiej alejki budynku gdzie znajdowało się tylne wyjście z restauracji.

To niewiarygodne jak najzwyklejszy w świecie przypadek, potrafi złączyć ścieżki dwóch nieznajomych sobie osób, plącząc ich drogi i zupełnie odmienne charaktery w jeden uporządkowany chaos. Można powiedzieć, że to niemożliwe by tak odmienne od siebie jednostki, były jednocześnie bratnimi duszami i jedną osobą, którą kiedyś rozdzielono na pół.
Sehunowi wydawało się, że świat padnie mu do stóp, gdy tylko postawi swoją, odzianą w wypolerowany but, stopę na miejskim, pooblepianym starymi gumami do żucia, chodniku. Miał wrażenie, że jest panem, nie tylko swojego losu, ale również i tych, którzy zdążyli go poznać, jakby jego obecność w ich życiu potrafiła komuś ów żywot zmienić. Teatr jednego aktora, ot co.
Niewzruszona mina, złamany papieros między posiekanymi wiatrem wargami i skórzana kurtka na chudych aczkolwiek bardzo szerokich ramionach. Jego atuty, dopełnione platynowymi, suchymi włosami, według których mógł podbić każde serce, a przynajmniej wzbudzić jakieś uczucie, bez względu czy pozytywne, czy też wręcz przeciwnie, pełne nienawiści i jadu.
Poznając Luhana, nie potrafił przyznać, że to on wpadł w czyjeś sidła. Nie był do tego zdolny, zbyt zadufany w sobie i w swojej charyzmie, której tak naprawdę nie posiadał. Zazdrość wypełniająca płuca, ujawniająca się z każdym oddechem i cichym pomrukiem, ustąpiła miejsca sercu pełnemu fascynacji do uroczo uśmiechającego się chłopaka, odczuwanej pod drżącymi palcami, gładzącymi skórę klatki piersiowej. Czy była to miłość? Raczej nie można posunąć się do tak odważnego stwierdzenia, zważając na ostro zakończony sopel, wbity w pulsujący mięsień między obojczykami Sehuna. Było to po prostu...ciepłe uczucie. Sentyment.

Droga do mieszkania Luhana, składała się z dźwięcznej ciszy i skradzionych spojrzeń, na splecione między nimi, chłodne palce, mimo dźwięków dochodzących z radia kierowcy taksówki i cichych przekleństw, którymi syczał na każdym czerwonym świetle.
- Wpadniesz? - Luhan spytał w końcu, widząc za zaparowaną oddechem szybą, zbliżający się do nich budynek mieszkalny.
Sehun pokręcił tylko głową w niemej odpowiedzi, ściskając odrobinę mocniej dłoń Luhana, który uśmiechnął się smutno i podniósł ich dłonie do swoich ust, składając na nich motyli pocałunek.
- Jesteś pewien? - chłopak upewnił się, zdradzając swoją nadzieję w drżącym głosie.
- Przyjdę po ciebie jutro - Sehun odpowiedział cicho, odwracając szybko głowę w drugą stronę, by nie patrzeć na zawód, raniący delikatne rysy twarzy Luhana. Wyglądał tak jakby wiedział. Jakby znał wszystkie sekrety Sehuna, którymi on sam nie chciał...nie potrafił się podzielić, a które tak bardzo pragnął przyjąć również na siebie by ulżyć osobie, której oddał swoje serce w przeciągu kilku chwil.
- Może wybierzemy się gdzieś jutro razem? Kończę wcześniej. - Chłopak zaproponował, chociaż nie miał ani krzty pewności siebie w swoich słowach.
- Zobaczymy jutro. - Sehun mruknął lakonicznie, uwalniając palce z uścisku Luhana.
Wydawało się, że nie tylko papierosy niszczyły go od środka.
To właśnie miłość była o wiele bardziej gubiąca.

who are you

9 komentarzy:
who are you? cz.1
baekyeolsekaikaisoohunhan (!!)  komedia, fluff, typ:szkolne
uwaga: błąd w imieniu Junmyeona jest zamierzony!!!!!!

opis: Baekkie Senpai! Spotkaj się ze mną o 21:00 w Ogrodzie Rzeźb. Chciałbym osobiście wyrazić moje uczucia do Ciebie i to jak bardzo cenię Twoje pracę. Mr. Yoda.


i

Siedziałem jak na szpilkach, próbując odczytać jakiekolwiek uczucia, z kamiennego wyrazu twarzy Junmeona. Chłopak błądził smętnie wzrokiem po linijkach tekstu w całości zapisanej przeze mnie kartki papieru, którą wręczyłem mu kilka minut temu. Złe przeczucia rozrywały mnie od środka, sprawiając, że moje palce zaczęły się pocić, a kołnierz koszuli wydał się odrobinę ciaśniejszy niż zwykle. Przez tego cholernego ignoranta, po raz pierwszy w moim życiu poczułem się niepewnie z własnym tekstem, podważając istnienie moich pisarskich umiejętności. Zmęczenie po nocy spędzonej nad durnym artykułem, ustąpiło miejsca rozczarowaniu i bezpodstawnej złości. Na samego siebie.
- W sumie, - zacząłem niepewnie, prostując się na twardym krześle - to nie ma w tym nic ciekawego. - Powiedziałem wskazując brodą na swój felieton. - Potok słów i przypadkowych myśli. Możliwe, że odrobinę się pospieszyłem, nawet już nie pamiętam co tam napisałem.
W odpowiedzi usłyszałem ciszę, jakbym walnął właśnie grochem o ścianę. Miałem ochotę rzucić się przez biurko w stronę Junmyuna i chwycić go za te jego obrzydliwie blond kudły, wywołując chociaż minimalną reakcję u przewodniczącego kółka dziennikarskiego. Myślałem, że oszaleje gapiąc się w posąg siedzący przede mną.
- Wiesz co, lepiej to wyrzucę i napiszę coś nowego. - Zaproponowałem sięgając po kartkę, tylko po to by złapać w palce powietrze. Spojrzałem z zaskoczeniem na Junmyona, który odsunąwszy papier z mojego zasięgu, odezwał się cicho. Ledwo potrafiłem dosłyszeć jego typowo anemiczny ton głosu.
- Jeszcze nie skończyłem. - Oznajmił spokojnie, spoglądając na mnie zza szkieł okularów, które chybotały się na grzbiecie jego nosa. Zemdliło mnie na wrażenie, że rozmawiam z własnym dziadkiem, a nie rówieśnikiem ze szkoły. - Poza tym to bardzo dobry tekst. Umieram ze śmiechu. Ha ha. - dodał z delikatnym uśmiechem na ustach, wracając do lektury.
Przez chwilę siedziałem tam zamrożony, próbując zrozumieć co właśnie usłyszałem.
- Jesteś pewien? - Spytałem ostrożnie, obserwując z jeszcze większą uwagą mimikę kolegi. - Nawet nie wyglądasz jakby ci się podobało.
- Mówię poważnie. To jeden z lepszych artykułów jakie czytałem. - Zapewnił. - Cieszę się, że zdecydowałeś do nas dołączyć. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko by to opublikować w następnym numerze naszej gazetki? - Spytał z nadzieją, wskazując na moje wypracowanie. - Dałoby nam to szansę by ta beznadziejna broszura trafiła nie tylko w ręce naszego dyrektora. - Junmyun skrzywił się nieznacznie, jakby chciał dodać coś jeszcze, ale w ostateczności się powstrzymał.
Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami, nie wierząc w to co właśnie powiedział. Miałem ochotę uszczypnąć się w rękę i wybudzić z hipnozy, w której zapewne tkwiłem.
- Jesteś pewien? - Powtórzyłem z naciskiem, upewniając się, że nie śnię.
- Tak! Naprawdę świetnie piszesz Baekhyun. Lekko i prześmiewczo, z tą charakterystyczną dozą ironii, której nigdy nie jest za wiele... to jak opisujesz życie naszej szkoły w pełni oddaje jej charakter. - Przewodniczący zapewnił mnie, odchylając się wygodnie na swoim krześle jakby jego tyłek miał właśnie do czynienia z najbardziej miękkim siedziskiem na świecie, a nie twardym jak skała drewnem. - Myślisz, że byłbyś w stanie opisywać wydarzenia szkolne, załóżmy...no nie wiem, co dwa tygodnie? Wszystkie imprezy, festyny, wycieczki...może nawet mecze jeśli chcesz.
Mimo, że dalej kwestionowałem prawdziwość sytuacji, w której się znalazłem pokiwałem szybko głową, ogarnięty falą entuzjazmu.
- Tak, oczywiście!
- Świetnie. Zatem do zobaczenia za dwa tygodnie. A teraz zniknij mi z oczu. Muszę pomedytować. - Powiedział znudzony, wracając do swojego sztywnego stanu.

ii

- Co masz na myśli mówiąc, że twój artykuł zostanie opublikowany?
- Dokładnie to co powiedziałem, Sehun. - Westchnąłem, gapiąc się na pusty arkusz przed sobą. Nie byłem największym fanem technologii, preferując zapisywać swoje rozprawki w tradycyjny sposób - Pojawi się w następnym numerze SeoulUni. Tak jak mówiłeś. - Przyznałem z niechęcią, próbując zagłuszyć nagły wybuch radości współlokatora.
Muszę przyznać, że tryskający entuzjazmem Sehun nie należał do codziennych widoków. Gdy przychodziłem do akademika, chłopak wydawał się być wiecznie znudzonym snobem, leżąc na swoim łóżku z książką, ograniczając się do paru zdań w rozmowie ze mną. Czasami jednak, tak jak dziś, bywał hiper aktywny, ale była to absolutna rzadkość.
- Ha! Mówiłem ci? Mówiłem! Jeszcze chwilę, a będzie rozchwytywany na korytarzach, rozdając autografy na wszystkie strony.
- Szczerze w to wątpię - odburknąłem, zapisując parę słów w notesie. - Raczej mało kto przepada za autorami artykułów szkolnej gazetki, która służy raczej jako srajtaśma, niżeli fascynująca lektura.
- Coś ty taki smętny? - Sehun żachnął się, opadając brzuchem na swoje łóżko. Długie nogi zgiął w kolanach, wymachując nimi w powietrzu.
-A coś ty taki radosny? - spytałem w odpowiedzi, odwracając się od swojej pracy. Stwierdziłem, że może poczekać, podczas gdy ja zastanowię się co tak naprawdę chcę umieścić w nowym artykule. Poza tym, miałem na niego calutkie dwa tygodnie. - Kupiłeś sobie nowy wibrator czy co? - Zasugerowałem bez cienia zainteresowania w głosie. Kiedyś takie słowa nie przeszłyby mi przez gardło, jednak po tylu latach spędzonych w towarzystwie swojego przyjaciela, byłem całkowicie przyzwyczajony do jego zwyczajów i ...preferencji.
To nie tak, że byłem homofobem, jednak szczerze powiedziawszy czułem się z początku nieswojo przy geju, który co chwila łypał na mnie wzrokiem, dopóki nie stwierdził, że powinienem nieco popracować nad własną pupą, by była jędrniejsza.
- Prawie - Sehun wyszczerzył zęby w uśmiechu, a jego oczy zniknęły na moment formując wąskie szparki. - Jongin zaprosił mnie na randkę. Na imprezę, o której ci mówiłem. Wiesz, tej u Tao. Podobno jego rodzice gdzieś wyjechali, więc ma cały dom dla siebie.
- Więc chcesz mi powiedzieć, - zmrużyłem oczy, obserwując tarzającego się w pościeli przyjaciela - że cieszysz się na randkę w domu nieznajomego gościa, gdzie będziecie ślęczeć z plastikowymi kubkami w ręku między spoconymi cielskami i zarzyganą podłogą? Romantycznie. - skwitowałem, krzywiąc się na samo wyobrażenie wymarzonego wieczoru Sehuna.
- Po pierwsze, Tao nie jest nieznajomym - chłopak zaczął, uspokoiwszy się nieco. Palcami zaczął układać świeżo pofarbowane na czarno włosy, formując je w atrakcyjny nieład. Nie to, że uważałem jego fryzurę za atrakcyjną... - Rozmawiałem z nim ostatnio gdy kupował bulgogi na stołówce. Nie jest taki straszny jak się wydaje. A po drugie, - dodał, wyciągając w moją stronę dwa palce - mnie też nie uśmiecha się noc spędzona z ludźmi ze szkoły. Idziemy z Jonginem na tę imprezę tylko po to by ogłosić nasz związek. Wypijemy po jednym drinku i rozpłyniemy się, zanim ktokolwiek zauważy.
- Jesteście parą? - zakrztusiłem się własną śliną, próbując ukryć szczere zaskoczenie, które mną ogarnęło - Sehun, gratulacje!
- Dziękuję. - Chłopak uśmiechnął się z dumą, wypinając tors do przodu, by po chwili przybrać poważny wyraz twarzy. - Ale nie bądź zaskoczony. To było oczywiste, że w końcu będziemy razem. Nikt nie jest w stanie oprzeć się temu co oferuje Oh Sehun. Urok i perfekcyjne pośladki to definicja całego mnie. Dobrze ci radzę, ty też zacznij robić przysiady, bo ci tyłek opadnie, a nikt nie chce by ich partner miał sflaczałą pupę.
Skrzywiłem się - Mógłbyś skończyć z tą obsesją na temat mojego zadka. Chyba nie chcesz żebym powiedział Jonginowi, że nie możesz oderwać ode mnie wzroku, co?
Sehun zaśmiał się głośno, opadając z powrotem na łózko. Ku wzrastającej we mnie irytacji, złapał się za brzuch nie przerywając swojego żałosnego teatrzyku - Błagam cię Baek! Nie byłbyś w stanie wypowiedzieć słowa 'seks' poza ścianami tego pokoju, to co dopiero sugerować komuś, że jesteś podrywany. Jesteś zbyt pruderyjny na to. Jonginnie by cię wyśmiał widząc jak się plujesz i krztusisz próbując mu powiedzieć, że cały czas gadam o twojej dupie. Nawet teraz się rumienisz!
- Nieprawda! - Warknąłem głośno. - Jestem całkowicie dobry w wyrażaniu tego co myślę! Kto powiedział, że miałbym informować Jongina o twoich poczynaniach ustnie? Mógłbym to opisać, a w tym jestem świetny.
- Nie wątpię. - Sehun sapnął, próbując złapać oddech. Po chwili ciszy, mój przyjaciel usiadł gwałtownie, a ja patrzyłem na wręcz wylewające się z jego uszu głupie pomysły, którymi zapewne, miał się za moment ze mną podzielić. - Mam pomysł. - Zakomunikował, a ja przewróciłem oczami, odwracając się od niego.
Szczerze powiedziawszy nie miałem ochoty wysłuchiwać kolejnych głupot i zapewnień, że tym razem coś jest "genialne" i "na pewno się uda", podczas gdy smutna rzeczywistość pokazywała, iż skurczony mózg Sehuna, systematycznie, nasuwał mu na myśl jeszcze durniejsze idee, niż te poprzednie. Co gorsza, godziłem się na nie za każdym pieprzonym razem, chroniąc swoją dumę przed chamskimi docinkami Oh, który nie dawał mi spokoju, dopóki nie przystawałem na jego propozycję. Ostatnim razem gdy jeden ze sławnych pomysłów Sehuna uderzył mu do główki, skończyłem dzień, wymachując swoją bielizną pod oknami administracji, zamroczony alkoholem i własną głupotą.
Życie było dla mnie okrutne.
- Co znowu. - Jęknąłem niczym cierpiętnik, chowając twarz w dłoniach. Nienawidziłem swojej bierności i pipkowatości, którą wyjątkowo się odznaczałem.
- Opisz imprezę u Tao.
- Co proszę? - otworzyłem niechętnie oczy, spoglądając z powątpiewaniem na uśmiechającego się Sehuna. Nie potrafił nawet usiedzieć w jednym miejscu przez pięć sekund, wiercąc się z podniecenia jak podekscytowany szczeniak.
- Pójdź ze mną na imprezę do Tao. Poobserwuj jak się bawią ludzie z naszej szkoły, ciesz się orgią, a potem opisz to wszystko i opublikuj! - Sehun wymienił po kolei, jakby jego plan był najłatwiejszym do wykonania zadaniem. - Chciałbym widzieć miny tych wszystkich popisujących się idiotów, gdy będziesz ich ośmieszał swoim ciętym językiem. Muszę przyznać, że jesteś chamski gdy się za bardzo wczujesz.
- Zaraz, zaraz! - Zaprotestowałem szybko - Mówisz z takim przekonaniem, jakbyś już dokonał za mnie decyzji. Nie idę na żadną imprezę!
-Baek!
-Nie!
-Co masz na myśli mówiąc "nie" - Sehun skrzywił się na ostatnie słowo, ledwo co je wymawiając, jakby właśnie przez usta przeszedł mu najbardziej wulgarny wyraz istniejący na świecie. - To świetna okazja do popisu. Nawet nie wiesz ile osób czeka na ośmieszenie, jakieś potknięcie się tych dupków z chociażby drużyny sportowej! Wierz mi, nie jestem jedyny, a myślę, że ty też już masz ich serdecznie dość. Pamiętasz, jak chcieli ci wsadzić głowę do klozetu? Albo oblepili twoją szafkę...
-Dość! - wybuchnołęm, przerywając zaskoczonemu Sehunowi - Nie i koniec. Nigdzie się nie wybieram. Poza tym, mam opisywać wydarzenia szkolne, a nie życie niewyżytych nastolatków, którzy pieprzą wszystkich i wszystko co się rusza. Nie zamierzam się rozpływać nad tym tematem. Kropka. Finito. Bez odbioru!
-Czemu robisz z tego takie wielkie halo? - Sehun przewrócił oczami, jakby moje argumenty w ogóle do niego nie docierały - Życie szkoły, życie uczniów to praktycznie to samo! - Powiedział, wymachując rękami na wszystkie strony. - I tak opiszesz to w taki sposób, że połowa tych półgłówków nawet nie zorientuje się, że ich obrażasz.
- Masz na myśli siebie? - spytałem złośliwie, unosząc brwi ku górze i mimo, że grymas Sehuna wcale nie poprawił mi humoru, cieszyłem się w duchu, że wykorzystałem okazję by dopiec młodszemu.
- Nie, - odparł obrażony, chociaż starał się zachować spokój - mam na myśli debili, którzy biegają całymi popołudniami za piłką, zdobywając nic nieznaczące punkty i majtki napalonych gówniar.
- Zdajesz sobie sprawę, że twój chłopak też jest w drużynie, no nie?
Nini to co innego, - Sehun odpowiedział z przekonaniem - jest inteligentny i słodki. Trenuje tylko po to by zachować tężyznę fizyczną. Dzięki temu czuje się młodszy.
Uśmiechnąłem się - To niesamowite jak bardzo się przy nim zmieniłeś, - powiedziałem z lekkim niedowierzaniem - wcześniej zastanawiałbyś się jak wyglądałby pod tobą nago, a teraz...no no!
- Dalej się zastanawiam jak wygląda nago - Sehun skrzywił się, a nutka smutku w jego głosie dała mi do zrozumienia, że coś jest na rzeczy. Czy to oznacza, że oni nigdy...nie tego? - Poza tym, nie zmieniaj tematu! Pójdziesz na tę imprezę czy ci się to podoba czy nie! Zobaczysz jeszcze mi za to podziękujesz.

iii

Sam nie potrafiłem zdecydować czy wolę udusić Sehuna czy też rzucić mu się na szyję, dziękując i wychwalając pod niebiosa. Pierwszy raz mogłem powiedzieć, że przyjaciel na coś mi się przydał, a jego pomysł w istocie nie był taki zły jak się z początku wydawał.
Może zmieniłem decyzję za sprawą alkoholu, który krążył teraz po moim organizmie lub zwyczajnie w świecie polubiłem zabawę, o której wcześniej miałem tak złe zdanie. Nie było plastikowych kubków, spoconych ciał, ani obrzyganej podłogi, o której wspominałem, a dudniąca muzyka zastąpiona została przez przyjemne dla ucha piosenki, przy których naprawdę można było się wytańczyć.
Byłem pozytywnie zaskoczony.
- Czasy się zmieniły - powiedział pewien chłopak, opierając się łokciem o blat kuchenny, przy którym stałem zajęty wyżeraniem przekąsek ze szklanej michy. Popatrzyłem na niego, z niemym pytaniem wypisanym na twarzy.
- Tak sądzisz? - uniosłem brwi ku górze, spoglądając z zaciekawieniem na swojego nowego rozmówcę. W ogóle się nie spodziewałem, że dane mi będzie użyć swojego głosu tego wieczora.
- Nie patrz tak na mnie. - Chłopak zaśmiał się cicho, przenosząc wzrok na tańczący w przestronnym salonie tłum ludzi - Nie przestrasz się, ale obserwuję cię od początku imprezy. Cały czas masz minę jakbyś widział przed sobą ósmy cud świata, a nie dobrze bawiących się ludzi.
Skrzywiłem się nieco, na to co powiedział chłopak. Obserwuje mnie...? Korzystając z chwili jego nieuwagi przyjrzałem się bliżej jego ciemnemu makijażowi, wyżelowanym kruczoczarnym włosom, przekutym w milionach miejsc uszom i obcisłym ciuchom, na których widok cisnęło mi się na usta:
- Wybacz, ale nie jestem gejem. - Powiedziałem ostrożnie, sięgając po swoją szklankę by odejść.
- Hę? - chłopak odwrócił się w moją stronę, zaalarmowany - Nie to miałem na myśli! Chodziło mi o to, że wydajesz się zaskoczony tym co widzisz. Czasy się zmieniły, nie powinieneś myśleć stereotypowo.
- Nie myślę stereotypowo. - Mruknąłem, odrobinę zażenowany. Kim był do cholery ten wylansowany laluś, zaczepiając mnie i udając pieprzonego psychologa?
- Jestem Tao, - chłopak uśmiechnął się szeroko, wyciągając rękę w moją stronę - nigdy nie ulegaj pierwszemu wrażeniu. - Dodał szybko, zupełnie jakby siedział mi w głowie i słyszał wszystko o czym myślę. Teraz dopiero poczułem wstyd na to jak potraktowałem gospodarza.
Baekhyun. -Odburknąłem, ściskając jego dłoń, po czym wypiłem resztkę drinka, która wciąż pływała na dnie mojej szklanki. Dla odwagi.
- Więc, - Tao zaczął, ponownie opierając się o blat w nonszalanckiej manierze - pierwszy raz na studenckiej imprezie?
- Na takiej owszem. - Wykrztusiłem, próbując pozbyć się palącego uczucia w gardle - Spodziewałem się...
- Sodomy, gomory i burdelu w jednym - Tao zakończył za mnie, kiwając głową w zrozumieniu. Miałem dość tej naszej jednomyślności, chociaż muszę przyznać, że imponowało mi to - Nie ty jeden. - Chłopak westchnął smutno. - Ale jak mówiłem, wszystko się zmieniło. To nie liceum. Laskom nie imponują mięśnie, a inteligencja. Młodzież woli bankiety niż potańcówki, a homoseksualizm jest w modzie, bo bardziej szanuje się odwagę gejów chodzących za rękę w miejscach publicznych niż liżące się na korytarzu szkolnym słodkie park.i - Podsumował, a ja stanąłem jak wryty w ziemię, patrząc się na Tao niczym ciele w malowane wrota. Zaskoczył mnie. - Dużo cię ominęło. - Chłopak uśmiechnął się do mnie lekko i poklepał po ramieniu. - Przepraszam, wołają mnie.
Gdy odszedł, zalała mnie fala dziwacznego uczucia, iż przespałem połowę życia. Może rzeczywiście nie za często wychodziłem z pokoju, ale nigdy bym się nie spodziewał, że wszystko może się tak diametralnie pomieszać.
Tego wieczora, ludzie wyciągnęli mnie z błędnego wniosku, iż większość uczniów to bezmózgie tępaki z ambicją nie większą niż brak brudu za paznokciem. Udało mi się nawet porozmawiać z paroma osobami, wymieniając opnie na temat nowej polityki naszej szkoły, bezsensowności prac domowych w liceach czy ulubionej muzyki, zbierając materiał do mojego następnego felietonu, który powoli układałem w myślach. Zaczepiła mnie również jakaś dziewczyna, prosząc bym przekazał swojemu przyjacielowi gratulacje z okazji ogłoszenia swojego związku z Jonginem.
Ta noc była pełna niespodzianek.

iv

Następnego dnia, gdy tylko otworzyłem oczy, Sehun zakomunikował, z widoczną na jego całej twarzy odrazą, iż wyglądam jak zgniły banan. Tak też się czułem, z pomiętym od poduszki policzkiem,  rozsadzającym od środka bólem głowy i ustami suchymi jak wata, błagającymi o chociaż kroplę zimnej wody.
Nawet nie pamiętałem jak dotarłem do akademika.
Obrazy poprzedniej nocy mieszały się ze sobą, a ja łapałem się w panice za głowę, próbując sobie przypomnieć czy zrobiłem coś głupiego.
Sehun powrócił do swojej dupkowatości tak jak ja musiałem zawitać ponownie do świata żywych. Przez cały dzień starałem się unikać luster i intensywnych zapachów, które wywoływały u mnie ataki mdłości. Nie potrafiłem nawet ułożyć dobrej riposty, dla nabijającego się ze mnie współlokatora, który wytykał mi przy każdej możliwej okazji bym podziękował mu za "zabawę swojego życia".
Zadzwoniła do mnie mama. Spytała jak się czuję, tylko po to by usłyszeć w słuchawce jak wymiotuję to klozetu. Stwierdziła, że powinienem myć częściej ręce, po czym rozłączyła się, nie życząc mi nawet powrotu do zdrowia.
Urocza kobieta.
Pod wieczór, kiedy udało mi się uspokoić swój żołądek i wypełnić go czymś pożywniejszym niż woda i jogurt, sięgnąłem po swój notes, w którym sporządzałem notatki do artykułów.
Ku mojemu przerażeniu, mym oczom ukazały się pijackie bazgroły, zdobiące przynajmniej tuzin kartek cennego zeszytu, przy akompaniamencie mniej uroczych rysunków penisów i innych części ciała. Wszystkie mojego autorstwa.
Z bólem serca, wyrywałem arkusz za arkuszem, obiecując sobie w duchu, że już nigdy nie skuszę się na żadną imprezę, w imię bezpieczeństwa mojego brulionu.
Spisałem wszystko czego byłem świadkiem poprzedniego wieczoru.
Gdy skończyłem, ponownie zadzwoniła do mnie mama, a Sehun, który w tym samym momencie wrócił ze spotkania z Jonginem, wybuchł gromkim śmiechem widząc jak nieudolnie tłumaczę swojej rodzicielce skąd moje problemy żołądkowe.
Skończył z siniakiem na czole, który nabiłem mu, rzucając w niego opasłym tomem książki.

v

Dwa tygodnie później przeżyłem deja vu.
- Świetny tekst - Junmyeon odezwał się znudzonym głosem, przerywając ciszę panującą od dziesięciu minut w sali kółka dziennikarskiego. - Szczególnie podobało mi się porównanie twarzy twojego współlokatora do moai. Padam ze śmiechu.
Postanowiwszy powstrzymać się od komentarza, uśmiechnąłem się lekko. Będąc przy blondynie, miałem wrażenie, że to ja jestem opóźniony w rozwoju i nie potrafię dobrać emocji do własnych słów, przez co czułem się niespokojnie w obecności Junmuna. Kiedyś usłyszałem, że przyczyną jego denerwującego już stoicyzmu były opary i kadzidełka, którymi się raczył podczas swoich sesji 'medytowania'
"Kadzidełka", tak jasne. Jak na moje oko i przewrażliwiony nos, chłopak najzwyczajniej w świecie chodził zjarany, niczym hipis urodzony w złym miejscu i w złym czasie.
- Zaskoczyłeś mnie  z tą imprezą - przewodniczący ponownie przerwał moje myśli, ściągając z nosa okulary - Bardzo sprawnie wplatasz swój humor w tematy tolerancji co czyni cię moim ulubionym autorem SeoulUni Times.
- Przepraszam czego? - zamrugałem parę razy, odrobinę zbity z tropu.
SeoulUni Times - Junmyeon westchnął ciężko, jakby właśnie przygotowywał się do wytłumaczenia najbardziej oczywistej w świecie rzeczy, upośledzonemu dziecku - Zmieniłem nazwę naszej gazetki by dodać jej trochę ducha powagi. Genialne, nie sądzisz?
- Raczej ...mało oryginalne - odpowiedziałem, starając się być jak najgrzeczniejszym - Może bez tego 'times' na końcu?
- Żartujesz sobie ze mnie? - chłopak popatrzył na mnie unosząc brwi - Na tym właśnie polega geniusz tytułu, który wymyśliłem. Naśladuje najsławniejsze w świecie czasopismo i ma pokazywać, że nie tylko umieszczamy w swojej gazetce krzyżówki matematyczne i ogłoszenia dyrektora na temat zbliżających się egzaminów, ale coś więcej, na co warto zwracać uwagę.
Wypuściłem głośno powietrze przez nos, po raz kolejny gryząc się w język by nie palnąć czegoś głupiego. Miałem wrażenie, że gdybym teraz się odezwał, odebrałbym przewodniczącemu frajdę, bez której skazałbym się na żałosny widok kupki nieszczęścia przed sobą.
Nim jednak zdążyłem powiedzieć cokolwiek, po prawie pustej sali rozniósł się odgłos pukania do drzwi. Moment później zza jasnego drewna wysunęła się głowa, szeroko uśmiechającego się chłopaka.
Co dziwne, pierwsze na co zwróciłem uwagę to jego dołeczek w prawym policzku. Miałem ochotę wsadzić tam palec.
Yixing! Świetnie, że jesteś. Wchodź! - Junmoon rozpromienił się w przeciągu kilku sekund, sprawiając że moje brwi wystrzeliły do góry, znikając pod grzywką. Bałem się, że zaraz oderwą mi się z czoła.
Wspomniany chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej, zamykając za sobą drzwi i witając z przewodniczącym, krótkim uściskiem. Wydawali się być ze sobą blisko z cichymi zapytaniami o samopoczucie i poklepywaniem po plecach. Muszę przyznać, że blondyn był pełen niespodzianek i nie byłem pewien czy chcę być świadkiem ich ujawnienia.
Baekhyun, poznaj Yixinga - Junmayon zwrócił się do mnie - Dołączy do naszego skromnego zespołu z nowym działem porad miłosnych - chłopak zakomunikował patrząc z dumą na swojego przyjaciela.
- Porad miłosnych? - powtórzyłem z zaciekawieniem - Kolejna poprawka do SeuolUni Times? - zasugerowałem z uśmiechem po czym przywitałem się grzecznie z Dołeczkiem.
Nazwałem go tak przez dołeczek w policzku. Po co komu imiona.
- A więc Dołe... Yixing - poprawiłem się szybko, powstrzymując rumieniec, który cisnął mi się na twarz - Rubryka porad, hm? Musisz być romantykiem - Stwierdziłem, zwracając się do chłopaka.
- Niezbyt. Osobiście nie interesuję się związkami. Wolę seks. - powiedział, rozglądając się po sali jakby widział taką po raz pierwszy w życiu. Miałem ochotę przywalić głową w imaginowaną ścianę i zaszyć się gdzieś przed źle podjętymi decyzjami.
Kim ja się do cholery otaczałem?

vi

Jak się szybko okazało, po raz kolejny musiałem przyznać Sehunowi rację.
Niewiele się mylił mówiąc, że wraz z publikacją moich wypocin w SeoulUni Times, przyjdzie też i rozpoznanie wśród rzeszy uczniów, którym nie byłem już zupełnie obojętny gdy mijaliśmy się na korytarzach uniwerku. Większość witała się ze mną, jakbyśmy byli najlepszymi w świecie kumplami, nazywając mnie swoim "ziomkiem" czy też "bratem", ale znaleźli się i tacy, co podsuwali mi pod nos najnowsze wydania naszej skromnej gazetki, z prośbą o podpis.
Z początku czułem się tym nieco przytłoczony i nie potrafiłem uwierzyć, że to wszystko dzieję się naprawdę. Oczywiście nie oznaczało to, że zostałem największą sławą szkoły, o nie. Po prostu ludzie, którzy zauważyli czyjś talent, wyszli nagle ze swojego ukrycia, sprawiając że wreszcie poczułem się doceniony.
Nawet Yixing, który podchodził do swojej roli w kółku dziennikarskim z ogromnym dystansem, miał ręce pełne roboty, odpowiadając z szybkością światła, na mejle z zapytaniami o rozterki miłosne.
Pewnego popołudnia zawołał mnie do siebie, z prośbą bym na coś zerknął.
- Co jest? - spytałem, opierając się o jego krzesło, w którym siedział z laptopem na kolanach. Nachyliłem się nad jego ramieniem, czytając zawartość nowej wiadomości, na którą wskazał palcem. Była adresowana do mnie.
- Kto to napisał? - ponownie spytałem, zaskoczony gdy zobaczyłem wyznanie miłosne. - Kim jest Mr.Yoda, do cholery?
Yixing wzruszył jedynie ramionami i spojrzał na mnie, jakbym to ja znał odpowiedź na wszystkie zadane przeze mnie pytania. - W sumie to nie ma nic w tym dziwnego - powiedział po chwili - Wiesz, jesteś rozpoznawany i w ogóle. Nie dziw się, że ludzie się zakochują.
Spojrzałem na niego z powątpiewaniem. Po pierwsze, po kilku tygodniach znajomości z Yixingiem, przekonałem się, że jego definicją "zakochania się", jest chęć dobrania się do czyjegoś tyłka. Po drugie, to po prostu niemożliwe bym się komuś na tyle spodobał by pisał do mnie, a raczej do naszej "redakcji", takie wiadomości. Gdzieś pomiędzy nazwaniem mnie Baekkie-senapiem, a misterem Yodą, stwierdziłem, że ktoś musi się ze mnie nabijać i najprawdopodobniej jest to Sehun, który wypisywał takie głupoty w odwecie za nazwanie go moai.
- Nie odpowiadaj na to - mruknąłem w złości. Starałem się przełknąć zawód, gdy pomyślałem, że tak na prawdę nikt się mną nie interesuję w ten sposób. Byłem wkurzony na przyjaciela, że tak bawi się moimi uczuciami, za głupie przezwisko, które zresztą idealnie obrazowało jego urodę - To głupia zabawa mojego współlokatora, który nie potrafi pogodzić się z rzeczywistością i odgrywa się na mnie.
- Jesteś pewien? - Yixing upewnił się, jeszcze raz spoglądając na ekran monitora - Moim skromnym zdaniem nie wygląda to na wiadomość napisaną od tak, dla zabawy.
- Uwierz mi, Sehun jest naprawdę zdolny jeśli chodzi o dokuczanie mi. Wywal to do kosza i wracaj do pracy. - dodałem, odchodząc do swojego biurka z dziwnym uczuciem w żołądku.
Pieprzony Płaskoryj.

vii

Czasami by nie oszaleć od natłoku myśli czy negatywnych uczuć, na chwilę zamykałem się w sobie lub odrzucałem wszystkie złe bodźce na bok, czując kompletną pustkę, która dała mi do myślenia jak bardzo zależy mi na danej sprawie. Nie byłem zły na swojego przyjaciela. Z goryczą musiałem przyznać mu zwycięstwo bo trafił w mój najczulszy punk, a ja zacząłem poważnie się zastanawiać dlaczego nigdy nie miałem u boku osoby, która mogła mnie pokochać czy też takiej, której to ja mogłem  oddać serce. Nie wydawało mi się, bym był tak odrażający żeby odstraszać wszystkie dziewczyny w zasięgu mojego wzroku... Może to przez moje poczucie humoru? Albo byłem za gruby...
O ironio to właśnie Sehun mi kiedyś powiedział, że dziewczyny boją się do mnie zagadać bo wydaję się im nieosiągalny i, że to ja powinienem wziąć sprawy w swoje ręce. Machnąłem na całą sprawę ręką, zbywając chłopaka ponieważ byłem zbyt zajęty nauką i zdobywaniem stypendium, by prawdziwie przejmować się związkami, jednak teraz, gdzieś głęboko w sercu, czułem ukłucie żalu, że nie posłuchałem przyjaciela. Sam nie wiedziałem dlaczego tak bardzo przejąłem się tą sprawą z panem Yodą, ale było pewne, że nie tak miała wyglądać moja reakcja na wygłup.
Nie miało też tak wyglądać moje popołudnie, które przesiedziałem przed komputerem, z miną godną nagrody Najbardziej Żałosnego Człowieka na Ziemii. Dopiero gdy pożegnałem się z Yixingiem i wyszedłem z sali kółka dziennikarskiego jakiś czas później, mogłem powiedzieć, że mój humor się troszkę poprawił.
Wyjątkowo tego dnia nie wstąpiłem na ulubioną kawę, (jako, że w czwartki zawsze odwiedzałem Cafe Uno, gdzie pracował mój świetny kolega Minseok) kierując się od razu po zajęciach w stronę akademika. Odebrałem pocztę w biurze wraz z ulotkami zachęcającymi do przyjścia na mecz dobroczynny organizowany przez naszą szkołę, na który oczywiście się wybierałem, zważając na moją nową rolę, po czym powoli, jakby do moich kostek przykute były stu kilowe kajdany, powlekłem się do swojego pokoju.
Nie zastałem w środku Sehuna, w zamian za kartkę przylepioną pojedynczym kawałkiem taśmy do drzwi wejściowych.
Baekkie Senpai! Spotkaj się ze mną o 21:00 w Ogrodzie Rzeźb. Chciałbym osobiście wyrazić swoje uczucia do Ciebie i to jak bardzo cenię Twoje prace. Mr. Yoda
Zacisnąłem szczękę, mnąc liścik w spoconej dłoni. Wszedłem do środka, rzucając pocztę na szafkę przy drzwiach, a buty zsunąłem stopą na bok by nie wadziły w przejściu.
Z westchnięciem podszedłem do małej lodówki, którą przywieźliśmy kiedyś z Sehunem z garażu jego ojca (do tej pory się nie zorientował, że stamtąd zniknęła), do akademika, by mieć gdzie przechowywać pod ręką zimne napoje. Przewróciłem oczami widząc kolejną kartkę, przyczepioną kolorowym magnesem do białych drzwiczek.
Jonginnie zaprosił mnie do siebie na noc i nie wrócę dzisiaj do domu, (skrzywiłem się, na porównanie naszej kawalerki do domu) więc nie martw się o mnie! xxx Sehun (Twój moai).
- Jeszcze mu nie przeszło? - mruknąłem do siebie, wyciągając z lodówki schłodzony energetyk. Wiedziałem, że wypicie go nie pomoże mi w walce ze zmęczeniem, jako że i tak spożywałem zdecydowanie za dużo kofeiny, jednak nie mogłem się oprzeć zimnym bąbelkom, które przyjemnie drażniły moje gardło.
Przejrzałem pocztę. Oprócz paru zawiadomień nie znalazłem nic ciekawego, więc postanowiłem zrelaksować się przy jakimś filmie.
Muszę się przyznać, że nie jestem bardzo szybki jeśli chodzi o kojarzenie faktów. Zazwyczaj wysuwam pochopne wnioski, ale nie myślę dużo nad daną sytuacją, dlatego czasem trudno przekonać mnie, że coś w rzeczywistości jest inne niż mi się wydawało.
Jakąś godzinę po rozpoczęciu filmu, nienaoliwione trybiki z moim umyśle zaczęły powoli się obracać, a im szybciej się poruszały, ja znajdowałem się myślami dalej od ekranu laptopa.
Nagle wyskoczyłem z łóżka, na którym leżałem by rzucić się w stronę kosza na śmieci, do którego wcześniej wyrzuciłem dwie karteczki z wiadomościami do mnie. Gdy je w końcu stamtąd wygrzebałem, odwinąłem zmięte kawałki papieru by porównać pismo na nich się znajdujące.
Podczas gdy to Sehuna, złudnie przypominało pismo dziecka z podstawówki, litery zapisane przez Yodę były staranne i równe, zapisane zupełnie innym tuszem.
Biegłem. Naprawdę szybko. Nie wiem czy kiedykolwiek wcześniej pędziłem tak szybko. Pewnie nie, bo miałem wrażenie jakby moje płuca stanęły w ogniu, a ja byłem zdany na oddychanie smołą, a nie mroźnym, wieczornym powietrzem.
Wskazówki wielkiego zegara na wieży kampusu wskazywały na 21:35 , a ja modliłem się w duchu, bym zastał kogoś w Ogrodzie, do którego mknąłem niczym opanowana strachem gazela.
Niestety, nikt na mnie tam nie czekał.

viii

Lubiłem naszą szkołę między innymi za to, że nie przypominała innych tego typu placówek. Była często odnawiana, przestronna, mieszcząc każdy wydział w innym budynku, a co najważniejsze - miała własną stołówkę. Nie była ona oczywiście używana przez uczniów jako miejsce do spożywania serwowanych tam posiłków, lecz jako ogromna sala gdzie mogli zjeść przyrządzone przez siebie lancze, rozmawiając ze swoimi grupkami przyjaciół lub zwyczajnie w świecie, urządzać tam zbiorowe korepetycje, gdy sceneria biblioteki zaczynała się robić nudna.
Siedziałem przy jednym stoliku z Sehunem i, o dziwo, Jonginem, który wyjątkowo tego dnia postanowił się do nas przysiąść, w ułamku sekundy przylepiając się do boku swojego chłopaka. Dzięki Bogu, obaj nie byli w nastroju do urządzania sobie sesji pod tytułem 'Co dziś wyłowię językiem z twojego gardła?', uspokajając moją, wystarczająco obrzydzoną  już obecnością tej dwójki, osobę.
Mój przyjaciel bywał, jeśli nie chamski, to bardzo obleśny i niestety nie raz byłem tego świadkiem. Często musiałem przełykać wokół twardej guli tkwiącej w moim gardle by powstrzymać odruch wymiotny na widok przyssanego do twarzy mojego współlokatora, Jongina.
Tego dnia jednak, gdy patrzyłem jak wymieniają się wrażeniami z całego tygodnia zajęć, słodkimi 'kocham cię' i 'nawet nie wiesz jak za tobą tęsknię', miałem ochotę ukryć twarz w dłoniach i jak na prawdziwego chłopa przystało, po prostu się rozpłakać.
Zazdrościłem im, ale sam nie wiem czego. Nie chciałem być w związku, ale z drugiej strony pragnąłem kogoś kto poświęciłby mi swój czas, tak jak Sehun poświęcał go Jonginowi, zostawiając mnie zupełnie samego na lodzie...w pustym mieszkaniu.
Baek? Coś się stało? - z głębokiej i godnej dorosłego człowieka kontemplacji, wyrwał mnie łagodny głos Jognina. Spojrzałem na niego i ujrzałem równie łagodny uśmiech, który nasunął mi na myśl tylko jedno stwierdzenie. Litość.
Domyśliłem się, że Sehun zdążył powiedzieć mu o wszystkim co wydarzyło się parę dni temu i o tym, że prawdopodobnie straciłem wielką szansę w swoim życiu. Nie byłem na niego o to zły, chociaż szczerze mówiąc wolałbym gdyby trzymał tę płaską gębę na kłódkę.
Pokręciłem wolno głową w odpowiedzi na pytanie Jongina i wyszczerzyłem się najszerzej jak tylko potrafiłem, chociaż czułem, że uśmiech nie sięga moich oczu - Nah, nie przejmujcie się mną. To nic wielkiego, serio. Trochę przesadziłem z tą reakcją. Poza tym, to że ktoś do mnie napisał nie znaczy od razu, że mnie kocha, racja?
Um - Sehun zaczął niepewnie, spoglądając z wahaniem na Jongina, który tylko wzruszył ramionami - Myślę, że właśnie to znaczy. Napisał wyraźnie 'kocham cię Byun Baekhyun'.
-O. Mój. Boże! - wybuchnąłem, chociaż nie mogłem powiedzieć by mój głos miał na tyle siły by roznieść się echem po stołówce. Gwałtowną reakcją zdołałem wystraszyć jedynie Jongina, który wzdrygnął się, zakrywając tors dłońmi - Nie wiem czy się zorientowałeś, ale ktoś się tu stara wymazać z pamięci to, że wystawił najprawdopodobniej jedyną osobę, która go lubi w tej szkole. - powiedziałem ze złością, wskazując na siebie - Mógłbyś mi łaskawie nie przypominać jak wielkim jestem idiotą? Wiem co było tam napisane! - syknąłem rozdrażniony - A poza tym, to wszystko twoja wina!
- Jak to może być moja wina? - zawył, ściągając maskę swojego niewzruszonego wyrazu twarzy.
- Gdybyś się na mnie nie obraził za nazwanie cię głupim posągiem, nie pomyślałbym, że za karę nabijasz się ze mnie i wysyłasz mi te durne wyznania! Bo dobrze wiesz jak się z tym czuję!
- Na serio myślisz, że jestem aż tak okrutny? Dla ciebie? - spytał, z wyraźnym dla mnie smutkiem w głosie. Widziałem jak palce Jongina powoli zaciskają się na chudym ramieniu Sehuna, co było dla mnie znakiem, że przesadziłem. Ale nie potrafiłem cofnąć tego co powiedziałem.
- Potem się zorientowałem, że jesteś na takie coś zbyt leniwy - przyznałem naburmuszony, uspokoiwszy się nieco. - Przepraszam, nie chciałem tak wybuchnąć.
-Jesteś idiotą - Sehun skwitował, unosząc brwi. Na szczęście nie wydawał się być obrażony.
- Mówiłem, nie musisz mi o tym nieustannie przypominać.
- Dziewczyny, nie kłóćcie się już - Jongin zanucił gdzieś z boku, wprowadzając w ciężki powietrze między nami, kroplę rozluźnienia - Co się stało, to się nie odstanie. A jeśli chodzi o ciebie, - tu wskazał palcem na mnie - Zamiast rozpaczać, może byś napisał do niego, hm? Do pana Yody.
- Myślisz, że nie próbowałem? To była chyba pierwsza rzecz, którą zrobiłem kiedy się zorientowałem, że spieprzyłem sprawę. Zadzwoniłem do Suki--
- Przepraszam, do kogo? - żachnął się Sehun, przerywając mi wyciągniętą w moją stronę dłonią.
- Co masz na myśli?
- Czy mógłbyś powtórzyć o kogo zadzwoniłeś.
Uh, do Suki...? - zawahałem się - To nasz nowy kolega w kółku dziennikarskim. Prowadzi rubrykę z poradami miłosnymi, dlatego do niego zadzwoniłem by podał mi adres mejlowy pana Yody. Nazywamy go Suką bo jest...suką.
Sehun przewrócił oczami - Już myślałem, że masz jakąś dziewczynę na boku, o której nic nie mówisz.
- Proszę cię, ja? - prychnąłem, by po chwili znów wybuchnąć - Znowu to robisz!
- Co znowu?! - Sehun zawył, rozkładając ręce.
- Znowu zaznaczasz, że jestem sam!
- Uspokójcie się wreszcie - Jongin mruknął, tym razem nawet nie starając się by nas rozchmurzyć. - O, Kyungsoo idzie w naszą stronę - uśmiechnął się po chwili, machając zbliżającemu się do nas chłopakowi.
- Zaraz, zaraz - Sehun odwrócił się do Jongina, podnosząc jedną brew, podejrzliwy - Znasz Do Kyungsoo?
- No jasne! - Jongin odpowiedział radośnie, a ja z dziwnym niepokojem obserwowałem jak w oczach Sehuna zaczyna rozpalać się ogień. Podejrzewam, że gdyby wzrok mógł zabijać, Jongin leżałby teraz jak długi, pod naszymi stopami.
- I nic mi nie powiedziałeś?
Jongin zaśmiał się nerwowo, drapiąc po karku - Szczerze mówiąc chciałem ci powiedzieć wcześniej, ale nie potrafiłem się za to zabrać i...
- Kiedy chciałeś mi powiedzieć, że znasz właściciela najlepszych pośladków całego kampusu? - Sehun ponownie mu przerwał.
Spodziewałem się pisku i drapania po twarzy, ale nie głupiego wyrazu twarzy Kima i obrażonej facjaty mojego przyjaciela, który zdawał się nie wierzyć własnym oczom.
- To nie tak... - Jongin zaczął, jednak znowu nie dane mu było wypowiedzieć swoich myśli do końca gdy Sehun wstał gwałtownie od naszego stolika i ku mojemu przerażeniu, podszedł do wspomnianego wcześniej chłopaka, Do Kyungsoo, witając się z nim. Byli za daleko bym mógł usłyszeć co mówili do siebie, jednak zdziwiłem się widząc, że Sehun nie wygląda jakby chciał udusić swojego rozmówcę. Uśmiechnąłem się.
Baek - usłyszałem żałosny jęk za sobą, a gdy się odwróciłem zauważyłem jak Jongin chowa twarz w dłoniach, szarpiąc się jednocześnie za włosy - Nawet nie wiesz w jakie bagno się wkopałem.

ix

Wtorki z reguły były nudne. Nie lubiłem ich od czasów liceum, gdzie natłok zajęć rozsadzał mi mózg i nie dawał jakiegokolwiek cienia nadziei, iż wydostanę się ze szkoły zanim nastanie nowy dzień.
Na studiach zaś, wtorki oznaczały jeden wykład i cały dzień spędzony w pokoju, z którego wychodziłem tylko za sprawą Sehuna, który łaskawie wyciągał mnie z wielu warstw pościeli łóżka, gdzie leżałem zakopany, ukrywając się przed resztą świata.
Zwłaszcza teraz, gdy popadłem w dziwaczną apatię i okropnemu uczuciu, które nie odstępowało mnie na krok, przyczepiając się do mnie jak smród do gaci, nie myślałem o niczym innym jak o cieple i komforcie swojego łóżka. Gorącym kakałku i może jakimś serialu?
Baekhyun, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - z oazy moich marzeń i pragnień, wyrwał mnie (ponownie), zirytowany Sehun. Stał przy pisuarze, załatwiając swoją sprawę, podczas gdy ja tkwiłem rozkojarzony przy umywalkach, gapiąc się gdzieś w dal, za okna łazienki. Gdzieś z boku krzątał się woźny, na którego nawet nie zwracaliśmy uwagi. Machał smętnie swoją miotłą i póki się nie odzywał, ani nikomu nie przeszkadzał, był w porządku.
Ocknąłem się, przenosząc wzrok na Sehuna. Zawsze prosił mnie żebym towarzyszył mu w wyprawach do kibla, gadając jak najęty, jakby przerwanie potoku plotek wydobywającego się z jego ust było zupełnie niemożliwe. Jakby nie mógł zwyczajnie w świecie się wysikać i nie prosić mnie o asystę. Westchnąłem.
- Przepraszam, zamyśliłem się. Co mówiłeś?
- Mówiłem, - zaczął, zamykając rozporek spodni - że wiem kim jest mister Yoda. - powiedział, podchodząc do mnie by umyć ręce. Miał szyderczy uśmieszek przylepiony na twarzy, jednak nie powstrzymało mnie to by rozpromienić się w ułamku sekundy.
- Serio?
- Nie.
- Jesteś chamski. - naburmuszyłem się, a moje ramiona opadły jakby też posmutniały.
- A ty mnie nie słuchasz. Od 10 minut nawijam o tym, że Kyungsoo zaprosił mnie i Niniego na mecz, więc nie będę mógł iść z tobą. Jak chcesz możesz się do nas przyłączyć, ale nie wiem czy wytrzymasz z trójką gejów.
- Masz rację - skrzywiłem się, odsuwając się od Sehuna by zrobić mu miejsce. - Czekaj. Kyungsoo też jest gejem?
- Oczywiście - mój przyjaciel prychnął, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze nad kranami. Miał minę jakby był dumny z tego to co widzi, chociaż mi osobiści cisnęło się na usta by skomentować, jak bardzo jego aparycja nadaje się na grecką rzeźbę. Płaskorzeźbę. - Jak już mówiłem posiada świetny tyłek. Jest lepszy ode mnie, co muszę z goryczą przyznać - Sehun pokręcił głową, podkreślając dramatyzm sytuacji w jakiej się znalazł - Żaden facet hetero nie dba tak o swoje pośladki. Jesteś tego idealnym przykładem.
- Odczep się wreszcie od mojego zadka Sese - jęknąłem, przewracając ostentacyjnie oczami. Ten temat już mnie nudził i był do dupy - Wybacz, że nie mam wbudowanego gejradaru i nie umiem wyczuć waginosceptyka na kilometr, do czego ty zaś masz talent. I nie rób ze mnie ułomnego.
- Musisz wyjąć ten kijek z tyłka, Baek. Straciłeś ikrę i cięty języczek, którego zaczyna mi brakować. Może powinieneś wreszcie rozwiązać swój problem sercowy i napisać do tego gościa od porad z twojej gazetki, co? Przydało by ci się, skoro nie słuchasz rad własnego przyjaciela.
- Dobrze, że mi przypomniałeś - uśmiechnąłem się złośliwie, sięgając po swój plecak, który uprzednio rzuciłem pod swoje stopy. Wyciągnąłem z największej kieszeni kartkę z wydrukowaną wiadomością, o którą poprosiłem Yixinga - Ktoś wysłał do ciebie list miłosny. Masz anonimowego wielbiciela.
Z dziką satysfakcją patrzyłam jak na twarz Sehuna występuje rumieniec, a on próbuje zachować powagę, ściągając brwi do siebie i marszcząc czoło. Podałem mu kartkę, a on przeczytał ją parę razy, lecąc wzrokiem po kilku linijkach tekstu.
- To pewnie Jongin - powiedział w końcu, wzdychając ciężko. - Jakiś czas temu powiedział mi, że podoba mu się wizja anonimowego wyznania miłości, bo jest bardziej romantyczna niż ta normalna. Nie wiem, czasami mam wrażenie, że rozmawiam z kosmitą - dodał oschle, kręcąc głową.
- Więc postanowił wcielić się w romantycznego Włocha i powiedzieć, że jesteś - tu spojrzałem na kartkę którą zabrałem Sehunowi, by zacytować - jego ideałem mężczyzny, o ramionach tak szerokich by mogły objąć jego całą osobę i ogromne uczucie do ciebie? Poważnie myślisz, że podpisał by się  Xiaoti amoz jego znajomością języków obcych na poziomie przekleństw i określeń narządów płciowych?
- Mógł wyszukać to w internecie - prychnął Sehun, wyrywając mi kartkę z palców - Nie rób z niego idioty. Poza tym sam widzisz, że popełnił błąd chcąc napisać ciao...
- Przepraszam, jeśli mogę przerwać - usłyszeliśmy za sobą cichy głos, przyprawiony o ciężki, obcy naszym uszom akcent. Odwróciliśmy głowy w stronę woźnego, a raczej bardzo młodo wyglądającego mężczyznę z miotłą, który stał oparty o nią, patrząc się na nas z wciąż uniesioną do góry dłonią, jakby czekał na przydzielenie mu głosu. Wyglądał może na szesnaście lat (później się dowiedziałem, że tak naprawdę jest starym koniem) i był speszony naszym wypalającym dziury wzrokiem. - Wydaję mi się, że to zabieg celowy. Xiao, to po chińsku mały. Myślę, że autor nie popełnił, żadnego błędu.
- Ha widzisz! - uśmiechnąłem się triumfalnie, wracając wzrokiem do krzywiącego się Sehuna - Twój adorator to mały chiński Włoch. Dziękuję pa...hej, gdzie on się podział! - spytałem rozglądając się za woźnym po pomieszczeniu, jakby można było ukryć się z wielkim wózkiem pełnym mopów i środków czystości na planie zwyczajnego kwadratu. Byłem rozczarowany.
- Pewnie uciekł słysząc jakie brednie wygadujesz - mój przyjaciel mruknął, omijając mnie by wyjść z toalety. - Też muszę zmykać. Do zobaczenia w akademiku. I znajdź sobie kogoś na mecz! - rzucił przez ramię, zanim zniknął za drzwiami.

x

Tak jak podejrzewałem, dzień meczu zbliżał się szybciej niż wolniej i nim zdążyłem mrugnąć okiem nasza szkoła udekorowana była plakatami, ulotkami i wstęgami w barwach patronatu. Nie mogłem narzekać na przesadzoną organizację i zgranie się zazwyczaj mało zainteresowanych edukacją uczniów z zarządem uniwerku, jednak entuzjazm, który wręcz wylewał się uszami ludzi, powoli doprowadzał mnie do szału. Instynkt podpowiadał mi, że i ja powinienem przyłączyć się do celebrowania, ściągając stałą już maskę dezaprobaty z mojej pięknej buźki, jednak nie uśmiechało mi się wykrzykiwanie na wszystkie strony jaka to nasza szkoła nie jest zajebista i wspaniałomyślna, organizując tak duże przedsięwzięcie jak zbiórka charytatywna. Fakt, byliśmy chyba jedyną placówką w Seulu, która zrzeszała większość dobroczyńców, zapraszając na mecz, na którym pojawiały się całe rodziny i przyjaciele studentów, jednak nie uważałem tego jako pierwszorzędny powód do dumy.
Dni mijały nieubłaganie szybko, a ja ścigany terminami mojej trzeciej już publikacji, starałem się nie stracić głowy dla nadchodzących wydarzeń. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo dzień meczu zmieni moje życie.
Nie udało mi się pozbyć permanentnie towarzyszącego uczucia beznadziejności, które ogarnęło mnie od czasu wypadku z Yodą. Życie w tym okresie nie było dla mnie łatwe, chociaż Sehun słusznie stwierdził, iż moje skłonności do dramatyzowania, przekraczają swoją granicę dobrego smaku, i że powinienem wreszcie wziąć się w garść, skupiając na tym co naprawdę ważne. Razem z Jonginem starali się jak mogli by oderwać moje myśli od własnej głupoty i niepotrzebnego zamartwiania się rzeczami, które dawno się przeterminowały, i nie miały znaczenia. Zresztą, wszystko przestało mieć znaczenie właśnie w dniu meczu.
Na trybunach, znajdujących się całkiem niedaleko kampusu, zebrało się ogromne grono ludzi, którego liczba miała zostać ogłoszona wraz z podaniem sumy, jaką udało się zebrać ze sprzedaży biletów. Tak jak się spodziewaliśmy, przyszli nie tylko rodzice zawodników, ale też ich rodzeństwo i dalsi znajomi, którzy nie byli uczniami naszej szkoły. Cała okolica wypełniona była śmiechem, rozmowami i ogólnie masą ludzi, których mój przyjaciel brzydko nazwał 'niewyżytym bydłem'. W sumie miał rację, zważywszy na to jak wyglądało całe zgromadzenie - nieprzeciętnie radosne i obleśnie przyjazne.
Jak na późny październik, Wielki Dzień, jak okrzyknięto dzień meczu, był naprawdę ciepły i by nie zmarznąć wystarczyła mi sama bluza, moja ulubiona zresztą, którą założyłem specjalnie dla pewnej osoby. Szczerze wątpiłem w to, by aranżacja Sehuna dotycząca tego z kim pójdę na mecz się udała, jednak zostałem mile zaskoczony, gdy dziewczyna, do której wzdychałem od czasów liceum, z pięknym uśmiechem na ustach, przyjęła moje zaproszenie.
- Serio? - spytałem z niedowierzaniem. Byłem odębiały, a głupi uśmiech, który tkwił na mojej zaczerwienionej twarzy znikł bez śladu, zastąpiony przez durnowaty wyraz.
- Czemu jesteś taki zaskoczony? - Taeyeon zaśmiała się perliście, odrzucając kasztanowe loki z ramienia - Muszę mieć kogoś z kim będę komentować grę, a moje koleżanki zupełnie to nie kręci. - powiedziała, machnąwszy ręką.
No tak. Zapewne myślała, że skoro jestem facetem, to interesuję się piłką nożną i będę się mógł popisać przed nią moją nieograniczoną wiedzą na ten temat. Westchnąłem w duchu, notując by wreszcie się dowiedzieć czym jest karny po powrocie do akademika. Mimo wszystko, byłem szczęśliwy.
To nie tak, że szukałem towarzystwa na siłę, jednak Taeyeon miała rację, mówiąc, iż warto mieć kogoś obok siebie, z kim można by było komentować nie tylko to co dzieje się na boisku, lecz również wszystko dookoła - to jak zachowują się ludzie, o czym rozmawiają i jak bardzo potrafią się ośmieszyć wykrzykując idiotyczne hasła motywujące, do graczy, którzy nawet ich nie słyszą.
Kupiłem bilety dla naszej dwójki tydzień przed samym wydarzeniem, czując w sercu małe ukłucie dumy, oddając moje 5 000 won, na tak szczytny cel jakim jest odnowa sierocińca. Nigdy nie brałem udziału w takich akcjach, omijając podobne imprezy przez poprzednie lata spędzone na studiach, w zamian za przesiedzenie całego dnia w książkach, we własnym pokoju. Stwierdziłem, że w końcu czas na zmiany, a pierwszą poprawką w moim życiu było założenie czystych spodni, w których nie przechodziłem kilku tygodni z rzędu.
Paradoksem całej imprezy było to, iż w meczu nie brała udziału nasza drużyna. Nie mówiło się  o tym, omijając temat beznadziejności naszych zawodników, jak ognia, chociaż nie jednej osobie wymsknęło się z ust pytanie, dlaczego gospodarze są w rzeczywistości tylko gospodarzami i biernymi widzami, z uczuciami delikatniejszymi od dwunastoletnich dziewczynek.
Tao niewiele się mylił stwierdzając, że mięśnie i tężyzna nie jest już cool, a samych sportowców uważa się za tępe pały, które tracą całe dnie na boisku (wyjątkiem był oczywiście Nini, o czym stale przypominał mi mój przyjaciel). Zawodnicy szkolnej drużyny, odziani w kurtki z logiem naszego uniwerku zajmowali praktycznie cały sektor, w którym niestety i ja wykupiłem miejsca. Na szczęście mojej partnerce to nie przeszkadzało, co zaznaczyła śmiechem i przyjaznym poklepaniem mnie po ramieniu, za co byłem jej cholernie wdzięczny.
Jeśli chodzi o samego Sehuna, jego chłopaka i nowego przyjaciela, udało mi się zamienić z nimi parę słów, zwieńczając rozmowę krótkim pożegnaniem i zaproszeniem mnie na after party, które miało się odbyć wieczorem, w domu znajomego Kyungsoo. Co zdążyłem jeszcze zauważyć, zanim się rozdzieliliśmy udając do innych sektorów to to, jak bliski zemdlenia był Jongin, który patrzył z wahaniem między swoim chłopakiem, a Kyungsoo, rozmawiającymi ze sobą na temat całego wydarzenia. Przez chwilę miałem wrażenie, że chłopak rozpłacze się lub ucieknie z krzykiem, zostawiając za sobą chmurę kurzu. Interesujące.
- Tak się cieszę, że tu przyszliśmy! - pisnęła uradowana Taeyeon, ciągnąc mnie za rękaw między rzędami ławek. Zdaje się, że tylko ja patrzyłem pod nogi, starając się nie staranować usadzonych już wygodnie osób, które łypały na nas spode łba, mrucząc pod nosem o nadpobudliwych gówniarzach. Chciało mi się śmiać z samego faktu, że mówili to sportowcy - Całe wakacje czekałam na ten mecz - dodała z uśmiechem.
- Więc - zacząłem nerwowo gdy już znaleźliśmy swoje miejsca i udało się nam usiąść bez żadnych uszczerbków na zdrowiu - Od dawna się interesujesz futbolem?
- Piłką nożną, jeśli już - poprawiła mnie Taeyeon - i tak, od jakiś dziesięciu lat. Mam to po ojcu - oświadczyła z dumą, a ja mogłem tylko ciężko przełknąć, ogarnięty nagłą falą zażenowania. No nieźle. Jakim idiotą trzeba być by chcieć zaimponować dziewczynie tym, co ona kocha od dziecka? Tylko Byun Baekhyun tak potrafi.  
Zaśmiałem się nerwowo, czując jak moje dłonie powoli robią się mokre od potu. W takich sytuacjach jak te, zamieniałem się w ohydną kreaturę, której sam się brzydziłem, i od której miałem ochotę po prostu uciec nie przyznając się, że jesteśmy jedną osobą. Taki byłem fuj. 
Taeyeon zdawała się wyczuć moje zdenerwowanie i splotła nasze ramiona, tak żeby zahaczały się o siebie wnętrzem zgiętych łokci. Efekt który chciała uzyskać został skierowany w zupełnie inną stronę, gdy zamiast uspokoić, zacząłem się stresować jeszcze bardziej.
Spojrzałem na nią z krzywym uśmiechem, podczas gdy ona odwzajemniła mój wyraz twarzy z o wiele większym wdziękiem.
Weź się w garść Byun, syknąłem na siebie w myślach, mając nadzieję, ze w ten sposób się jakoś ogarnę.
Nagle, zupełnie, niespodziewanie poczułem, przenikający wszystkie warstwy ubrań, chłód. Przez chwilę zastanawiałem się czy czasem moja potliwość nie osiągnęła jakiegoś niewyobrażalnego apogeum, którego nie potrafiłem powstrzymać, jednak gdy zorientowałem się, że ciecz, która mnie oblała była słodka...spanikowałem.
Taeyeon pisnęła, odskakując od mnie na jakieś dwa metry. Wyglądała jakby zobaczyła ducha, chociaż byłem przekonany, że to właśnie ja wywołałem w niej taką reakcje.
- Odbiło ci?! - wrzasnęła, a ja wzdrygnąłem się, przerażony wizją rozwścieczonej dziewczyny w moim towarzystwie. Dopiero po chwili zorientowałem się, że Taeyeon mówi do kogoś za mną. Nie myślałem o tym, że ktoś mnie oblał, ale o tym, że wzrok wszystkich ludzi był skierowany na nas. Na głupią scenę, której byłem uczestnikiem mimo swojej woli.
Spojrzałem za siebie, na stojącego na wyżej umiejscowionej ławce chłopaka. Uśmiechał się szyderczo, patrząc na mnie z pustym kubkiem w dłoni.
- Masz jakiś problem...Dumbo? - spytałem, nawiązując do jego wielkich uszu. Powoli wstałem by tylko przekonać się, że chłopak jest wyższy ode mnie o jakieś dwie głowy i ma o wiele szersze ramiona niż ja, nawet gdybym jakimś cudem się podwoił i stanął obok siebie. Nie przeszkadzało mi to, bo byłem zły. W sumie to mało powiedziane, ponieważ wściekłość rozsadzała mnie od środka. Miałem do czynienia z kolejnym idiotą, w sportowej bojsbolówce, który myślał, że swoją siłą może zawładnąć nad wszystkimi wokół.
Odgarnąłem mokrą grzywkę z czoła, po czym popchnąłem mojego przeciwnika, który nawet nie raczył się odezwać, woląc dalej zgrywać twardziela. Na niewiele to się zdało, ponieważ chłopak zachwiał się jedynie do tyłu i popatrzył na mnie z ogarniającą jego twarz furią, jakbym właśnie zabił mu matkę. Nieważne, że to on oblał mnie swoją lepką od cukru sodą, bez żadnej przyczyny i że to on był inicjatorem całej sprzeczki.
Wszystko potem wydarzyło się zbyt szybko bym mógł zarejestrować jakiekolwiek szczegóły. Poczułem na policzku okropne pieczenie, a potem moja twarz opadła na beton, tworzący podest pod ławkami. Zanim straciłem przytomność, usłyszałem spanikowany głos Taeyeon, jednak nie mogę sobie za cholerę przypomnieć o czym mówiła.
Tak właśnie poznałem Park Chanyeola.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

n/a: a teraz słów ode mnie kilka. To coś powstało w głównej mierze dzięki Uszatia powodów do takiego twierdzenia jest kilka. Opowiadanie pisane bez konkretnego planu, raczej według schematu szkolnego ff. To JEST chanbaek, tylko po prostu długo mi zajęło by pisać ich pierwsze spotkanie... Postaram się w przerwie między nauką sklecić 2 część, jednak dla bezpieczeństwa daję sobie na nią 2 tygodnie. Dokładnie tak jaki Baekhyunowi na jego artykuły!
Miało być śmiesznie, miało być zabawnie, a jak wyszło - zostawiam Wam do oceny (z którą mam nadzieję, że się ze mną podzielicie w komentarzach). Pa!
P.S. Błędy w imieniu Junmayona są zamierzone c:
szablon wykonany przez TYLER