burned faith
miniatura (991 słów), hunhan, pisane pod wpływem chwili i negatywnych emocji.
Mroźne powietrze wieczoru mieszało się z syfem przeludnionego miasta, tworząc w płucach Sehuna destrukcyjną mieszankę. Wydawało mu się, że dopiero co przekroczył próg swojego mieszkania, zaczynając kolejną paczkę tanich fajek, a już mrok zaczął osłaniać wszystkie tajemnice nocnych marków, dzieląc się przestrzenią ze słabym światłem ulicznych lamp, które mościły się na zmęczonych twarzach przechodniów niczym lepkie palce.
Sehun schował do kieszeni nieco startych jeansów pokaleczone mrozem dłonie i przyspieszył kroku, przy akompaniamencie echa stukotu niskich obcasów. Nie raz, przez głowę przemknęła mu myśl by zawrócić i udać, że jego wypad wcale nie miał miejsca, a on pozostał w swojej skorupie braku zainteresowania i chłodu do drugiego człowieka. Mimo to wciąż szedł przed siebie, przybierając tempa i zwalniając co chwila, jakby wahał się, jednak ciało nie pozwalało mu zawrócić.
Ciemne, brudne niebo dodawało mu otuchy i otulało go znajomym uczuciem towarzyszącym zachodowi słońca. Było to coś pomiędzy rozpierającą od środka odwagą, a pewnością siebie, posiekaną jednak niepokojem, że odczuwana wielkość rozpłynie się za moment, znikając za horyzontem.
Sehun zatrzymał się na przejściu dla pieszych, opierając się o słup z sygnalizacją drogową. Korzystając z chwili, wyciągnął entego papierosa z pogniecionego kartonika i wetknął go sobie w usta odgarniając przesuszone od rozjaśniacza włosy, które wpadały mu do oczu. Z lekkim uśmiechem zignorował ostrzeżenie o śmierci, jakby tym chciał pokazać, że wie o niej więcej niż nie jeden 'producent' opakowań na szlugi. Często powtarzał, że to sam Lucyfer wymyślił regułki widniejące na opakowaniach by szyderczo zaśmiać się każdemu uzależnionemu w twarz.
Chowając prawie pustą paczkę do kieszeni kurtki, wszedł na jezdnie, przeciskając się w tłumie na drugą stronę ulicy. Gdy zorientował się do przejścia ma jeszcze tylko jedną przecznice, poczuł nagły przepływ krwi przez skronie i przyspieszone tętno, które momentalnie uciszył głębokim wdechem, pełnym kłębów spalonego tytoniu. Światła neonów i nijak zachęcających reklam raziły go po oczach, a dźwięki nocnego życia wyjątkowo drażniły wrażliwe uszy, wywołując na jego beznamiętnej twarzy grymas. Nim się jednak zorientował, stał przed obdrapaną, niewielką knajpą, z brudnymi szybami zza których było widać nieliczną klientelę lokalu i nieskompletowany wystrój, który w całości tworzył całkiem przytulną atmosferę.
Sehun uśmiechnął się czując jak ku chłodowi panującemu wokół, wzdłuż jego kręgosłupa przebiega przyjemny dreszcz, a opuszki palców powoli rozgrzewają się w oczekiwaniu na kontakt z innym ciałem. Nigdy nie spodziewałby się, że widok zarumienionych policzków, lekko spoconego czoła i zbyt szerokiego na tak małą twarz uśmiechu, roztopi tkwiący w nim od dawna lód, wzbudzając głęboko zakorzenioną słabość do drugiej osoby.
Jego myśli, pełne admiracji, zdawały się być zbyt głośne gdyż chwilę później, jeden z krzątających się w środku kelnerów, o którego policzkach i uśmiechu była mowa, odwrócił głowę w stronę Sehuna, przerywając czyszczenie oblepionego zaschniętym jedzeniem stolika. Speszony pracownik spuścił na moment wzrok, podnosząc go po chwili, by ponownie spojrzeć na sterczącego na zewnątrz mężczyznę. Powoli uniósł ręce przed siebie i stuknął palcem w swój chudy nadgarstek. 'Jesteś za wcześnie' powiedział powoli, tak by Sehun mógł odczytać wiadomość z ruchu warg.
Blondyn machnął dłonią uśmiechając się delikatnie i skinął głową na znak, że poczeka. Jeszcze przez chwilę patrzył na chłopaka w środku, który wznowił swoją pracę, teraz w o wiele szybszym tempie, po czym odwrócił się na pięcie i przeszedł parę metrów do bocznej, wąskiej alejki budynku gdzie znajdowało się tylne wyjście z restauracji.
To niewiarygodne jak najzwyklejszy w świecie przypadek, potrafi złączyć ścieżki dwóch nieznajomych sobie osób, plącząc ich drogi i zupełnie odmienne charaktery w jeden uporządkowany chaos. Można powiedzieć, że to niemożliwe by tak odmienne od siebie jednostki, były jednocześnie bratnimi duszami i jedną osobą, którą kiedyś rozdzielono na pół.
Sehunowi wydawało się, że świat padnie mu do stóp, gdy tylko postawi swoją, odzianą w wypolerowany but, stopę na miejskim, pooblepianym starymi gumami do żucia, chodniku. Miał wrażenie, że jest panem, nie tylko swojego losu, ale również i tych, którzy zdążyli go poznać, jakby jego obecność w ich życiu potrafiła komuś ów żywot zmienić. Teatr jednego aktora, ot co.
Niewzruszona mina, złamany papieros między posiekanymi wiatrem wargami i skórzana kurtka na chudych aczkolwiek bardzo szerokich ramionach. Jego atuty, dopełnione platynowymi, suchymi włosami, według których mógł podbić każde serce, a przynajmniej wzbudzić jakieś uczucie, bez względu czy pozytywne, czy też wręcz przeciwnie, pełne nienawiści i jadu.
Poznając Luhana, nie potrafił przyznać, że to on wpadł w czyjeś sidła. Nie był do tego zdolny, zbyt zadufany w sobie i w swojej charyzmie, której tak naprawdę nie posiadał. Zazdrość wypełniająca płuca, ujawniająca się z każdym oddechem i cichym pomrukiem, ustąpiła miejsca sercu pełnemu fascynacji do uroczo uśmiechającego się chłopaka, odczuwanej pod drżącymi palcami, gładzącymi skórę klatki piersiowej. Czy była to miłość? Raczej nie można posunąć się do tak odważnego stwierdzenia, zważając na ostro zakończony sopel, wbity w pulsujący mięsień między obojczykami Sehuna. Było to po prostu...ciepłe uczucie. Sentyment.
Droga do mieszkania Luhana, składała się z dźwięcznej ciszy i skradzionych spojrzeń, na splecione między nimi, chłodne palce, mimo dźwięków dochodzących z radia kierowcy taksówki i cichych przekleństw, którymi syczał na każdym czerwonym świetle.
- Wpadniesz? - Luhan spytał w końcu, widząc za zaparowaną oddechem szybą, zbliżający się do nich budynek mieszkalny.
Sehun pokręcił tylko głową w niemej odpowiedzi, ściskając odrobinę mocniej dłoń Luhana, który uśmiechnął się smutno i podniósł ich dłonie do swoich ust, składając na nich motyli pocałunek.
- Jesteś pewien? - chłopak upewnił się, zdradzając swoją nadzieję w drżącym głosie.
- Przyjdę po ciebie jutro - Sehun odpowiedział cicho, odwracając szybko głowę w drugą stronę, by nie patrzeć na zawód, raniący delikatne rysy twarzy Luhana. Wyglądał tak jakby wiedział. Jakby znał wszystkie sekrety Sehuna, którymi on sam nie chciał...nie potrafił się podzielić, a które tak bardzo pragnął przyjąć również na siebie by ulżyć osobie, której oddał swoje serce w przeciągu kilku chwil.
- Może wybierzemy się gdzieś jutro razem? Kończę wcześniej. - Chłopak zaproponował, chociaż nie miał ani krzty pewności siebie w swoich słowach.
- Zobaczymy jutro. - Sehun mruknął lakonicznie, uwalniając palce z uścisku Luhana.
Wydawało się, że nie tylko papierosy niszczyły go od środka.
To właśnie miłość była o wiele bardziej gubiąca.
to było... woah. Aż nie wiem jak opisać to, co czuję po przeczytaniu tego małego hunhana, który w moich oczach nie jest znów aż tak mały.
OdpowiedzUsuńsam ten klimat, ten styl oraz słowa, których użyłaś doskonale się dopełniały, tworząc coś pięknego i tajemniczego. Bez problemu mogłam sobie wyobrazić otoczenie, ich samych i... o boże, aż mi trochę zabrakło oddechu.
myślę, że długość też działa na korzyść tego ff. Jest to urywek z życia, nie wiemy co było wcześniej, ani co będzie później, jakie sekrety Sehun skrywa... chcę ci się głęboko pokłonić, bo to jest po prostu perfekcyjne. Proszę o więcej pisania pod wpływem chwili, jeżeli takie cuda będą dalej wychodzić spod twoich rąk.
levs. ♥
nie wiem czemu, ale pewnie takie było twoje zamierzenie - czytanie o miłości powinno sprawiać, że człowiekowi robi się coraz lepiej na duszy i w ogóle czuje się tak przyjemnie, a po przeczytaniu tego jest mi ciężej i zupełnie na odwrót.
OdpowiedzUsuńcały ciężar, który nosi w sobie zarówno luhan, jak i sehun (on przede wszystkim) nagle spadł na mnie i to jest naprawdę świetne, że ten tekst jest taki krótki, a jednocześnie /bardzo/ treściwy. podoba mi się ich relacja i klimat, że można zostawić sobie trochę do interpretacji, wyobrazić to i owo odnośnie tego co jest między nimi.
bardzo podoba mi się to jak piszesz i jaki klimat budujesz, nieważne co to jest - czy coś uroczego, czy coś całkowicie innego niż słodkie otoczki.
Kocham cię.
OdpowiedzUsuńChyba mnie nawet nie stać na dłuższy komentarz, bo nie umiem się rozpisywać o miniaturkach, ale... ta była idealna, okej. Była kurewsko perfekcyjna i kocham cię za nią. Za muzykę do niej też. Za tego Sehuna. Boże. Po mnie. Prosto w serce.
Dziękuję.
Może na początek napiszę, że bardzo spodobały mi się opisy w powyższej miniaturce – czuć było papierosowy dym i mgiełkę zimnego powietrza, całe to przeciętne otoczenie dużego miasta w pośpiechu. Potrafisz sprawnie przenieść czytelnika do miejsca, w którym toczy się akcja. To samo tyczy się bohaterów – ciężko tutaj jakoś dogłębnie analizować ich portrety, ale myślę, że podałaś dostateczną dawkę informacji na ich temat, aby wzbudzić w czytelniku ciekawość i skłonić do domniemywań. Kim dokładniej dla siebie są? Jak się poznali? Co do siebie czują i jak mogą potoczyć się ich losy? Tak, jak jedna z przedmówczyń wspomniała, pozwalasz czytelnikowi dopowiedzieć sobie resztę historii, zarówno sprzed, jak i po czasie przedstawionym w miniaturze. Niewielka objętość tekstu tylko podkreśla tajemniczość całej sytuacji, którą poznajemy jakby przypadkiem, na szybko, urywkiem. Tak, jak wszystko, co dzieje się w dużym mieście. Niesprecyzowane, raczej przyziemne relacje między bohaterami: zauroczenie z trudnościami – miniatura codzienności. Poza tym, ze strony czysto technicznej, z pewnością brakuje w tym tekście wielu przecinków, ale może nie będę tego tak wypisywać. Jeśli będziesz chciała, domyślam się, że kiedyś to skorygujesz.
OdpowiedzUsuńOch, i moje ulubione: „Mroźne powietrze wieczoru mieszało się z syfem przeludnionego miasta, tworząc w płucach Sehuna destrukcyjną mieszankę.” oraz „(…) plącząc ich drogi i zupełnie odmienne charaktery w jeden uporządkowany chaos.”. A Sehun z papierosami w zmarzniętych dłoniach, ubrany w starte dżinsy, to Sehun idealny.
(Mam wrażenie, że mój komentarz brzmi troszkę sztampowo i bezbarwnie, ale niech już tak zostanie.)
Pozdrawiam ciepło i życzę dużo weny twórczej! :)
Wiesz, Hurri. Siedzę sobie teraz, ręka mnie napierdala, przeczytałam to i doszłam do wniosku, że będę cierpieć, ale napiszę Ci ten komentarz. Kocham pisać angsty, dramaty, psychiczne teksty - ale czytać już niekoniecznie, dlatego jako cały koncept, to nie lubię tej miniaturki, ale spokojnie! Po prostu jakoś się zdołowałam, nie bierz tego do siebie.
OdpowiedzUsuńKocham takiego Sehuna. Zawsze, gdy są ff w tym stylu to mam ochotę go porwać i nigdy nie oddać. Tym mnie kupiłaś. Co do reszty - wow, bo jak już pisałam, kocham Twoje opisy. W ogóle serio mi się podobało, ale jednocześnie nie. T.T Nie umiem Ci tego wytłumaczyć, ale tekst jest napisany świetnie, tylko ja jestem inna i wzbudza we mnie w chuj negatywnych emocji x"D Muszę iść do psychiatryka.
Hwaiting! ♥
Potrzebowałam takiej właśnie dawki mroźnego hunhana, aby jeszcze bardziej się zdołować po niezdanym egzaminie... Skoro napisałaś to pod wpływem chwili, to się boję, a raczej czekam, co może wydarzyć się wtedy kiedy masz tych chwil więcej. *^* Tak pięknie dobierasz słowa. Jestem smutna, bo nie lubię kiedy człowiek daje nadzieję drugiej osobie, a potem sprawia, że momentalnie układa się pomiędzy nimi mur. Widocznie miłość nie była pisana Sehunowi. ;^;
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Opisy, to to czego zazdroszczę w Twoich pracach. Szczególnie w tej. Jest coś takiego w tym opowiadaniu, że gdy czytasz każde kolejne zdanie, czujesz jak po plecach przechodzą Ci dreszcze. Bardzo dobrze opisujesz to jak sama widzisz świat, a idealnie dobrane słowa tworzą obraz w głowie czytelnika - dokładnie tak, jak sama to sobie wyobraziłaś. Jak sama to widzisz. Niesamowicie ważna umiejętność.
OdpowiedzUsuńSehun był tutaj inny. Niby pewny siebie, niby dominujący ale cały czas w jakiś sposób zraniony, a Ty nie powiedziałaś w prost co się zdarzyło. Luhan... Luhana nie widać. Luhan jest jakby trzecioplanowym bohaterem, choć występuje tu tylko hunhan.
Uwielbiam tę nutkę tajemniczości którą wplątałaś. Piękne.